Wiceprezes Sądu Okręgowego w Gdańsku Rafał Terlecki poinformował PAP, że Marcin P. uważa, że jego umowa o pracę w Amber Gold rozwiązała się z dniem 31 stycznia 2013 roku, a nie 31 grudnia 2012 r., jak wskazał syndyk Amber Gold. Sprawę w czwartek rozpatrywał Wydział Pracy i Ubezpieczeń Społecznych. Marcina P. nie było w sądzie. Sędzia Sądu Rejonowego Katarzyna Brzozowska w uzasadnieniu decyzji o oddaleniu powództwa podała, że Marcin P. domagał się sprostowania treści wypowiedzenia umowy o pracę, które zostało mu złożone przez syndyka spółki, w zakresie dotyczącym terminu rozwiązania stosunku pracy pomiędzy stronami. - Powództwo podlega oddaleniu, bo nie ma w Kodeksie Pracy podstawy prawnej do składania przez pracownika żądania o sprostowanie wypowiedzenia o pracę - tłumaczyła. W ocenie syndyka masy upadłościowej Amber Gold Józefa Dębińskiego "sprawa jest nieaktualna, bo umowa o pracę z mocy prawa wygasła 29 listopada 2012 r., po zakończeniu trzymiesięcznego tymczasowego aresztowania Marcina P. i dalsze procedowanie tej sprawy jest zbędne". Jak poinformował PAP wiceprezes Sądu Okręgowego w Gdańsku Rafał Terlecki, Marcin P. żąda także wypłaty wynagrodzenia za lipiec i część sierpnia 2012 r. w wysokości ponad 382 tys. złotych (swoje wynagrodzenie miesięczne obliczył na 200 tys. zł) oraz wypłaty ekwiwalentu za niewykorzystany urlop wypoczynkowy. - Żądania majątkowe, tj. wynagrodzenie i ekwiwalent, sąd przekazał sędziemu komisarzowi; postanowienie nie jest prawomocne a po jego uprawomocnieniu roszczenia zostaną przekazane jako zgłoszenia do masy upadłości - wyjaśnił. Syndyk powiedział PAP, że nie uznaje tego roszczenia, "bo nie ma umowy, która określałaby wysokość wynagrodzenia Marcina P. w takiej wysokości". - Żądania są dosyć dziwne, ponieważ zgodnie z umową z 1 października 2009 r. Marcin P. ma otrzymać wynagrodzenie w wysokości 1278 zł, a po zrewaloryzowaniu wysokość należnej kwoty wynosi 1500 zł, czyli równowartość płacy minimalnej - wyjaśnił. Dodał, że Marcin P. otrzymał całą kwotę, jaka mu się należała za pracę w spółce w lipcu i do 28 sierpnia (do dnia aresztowania), czyli ok. 7 tysięcy złotych. - Otrzymał pieniądze tak jak wszyscy pracownicy z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń, bo był pracownikiem spółki, a Amber Gold nie płacił pracownikom - wyjaśnił. Powiedział, że na kwotę ok. 7 tysięcy złotych złożyły się zaległe wynagrodzenia i ekwiwalent za niewykorzystany urlop za ok. 3 lata czyli za cały okres pracy Marcina P. w spółce. - To były przysługujące mu świadczenia pracownicze - dodał. Podkreślił, że "od momentu aresztowania Marcin P. nie otrzymał ani złotówki". W ubiegłym tygodniu Sąd Okręgowy w Gdańsku przedłużył o kolejne trzy miesiące areszt dla Marcina P., który jest podejrzany m.in. o oszustwo i prowadzenie bez zezwolenia działalności bankowej. O przedłużenie aresztu wnioskowała Prokuratura Okręgowa w Łodzi, która prowadzi śledztwo ws. afery Amber Gold. P. przebywa w areszcie w Piotrkowie Trybunalskim. Według łódzkich prokuratorów Marcin P. miał oszukać ok. 10 tys. osób na ponad 660 mln zł. Grozi mu kara do 15 lat więzienia. Także jego żona, Katarzyna P., usłyszała osiem zarzutów, m.in. wyłudzenia poświadczenia nieprawdy. Grozi jej kara do trzech lat pozbawienia wolności. Prokuratura zastosowała wobec niej dozór policyjny oraz zakaz opuszczania kraju. Amber Gold to firma, która miała inwestować w złoto i inne kruszce, działająca od 2009 r. Klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji - przekraczającym nawet 10 proc. w skali roku, które znacznie przewyższało oprocentowanie lokat bankowych. 13 sierpnia ub. roku firma ogłosiła decyzję o likwidacji, nie wypłacając ulokowanych środków i odsetek tysiącom swoich klientów.