W 2001 roku Kania pracował z powodzianami z okolic Sandomierza. Na początku psycholodzy obawiali się, czy ludzie w ogóle będą chcieli mówić. Okazało się, że we wszystkich domach powodzianie opowiadali o tym, co się stało. Psycholog podkreślił, że takie wydarzenia jak powódź mają siłę urazu, więc ich następstwem psychologicznym może być syndrom stresu pourazowego. Syndrom ten może objawiać się poprzez nawracające bóle głowy, zaburzenia snu, koszmary, poczucie, że nic nie wróci do normy, złudzenia, np. że każdy deszcz wywoła powódź. Poszkodowani mogą izolować się od bliskich, może wystąpić zanik rytuałów codziennego życia. - Uważa się, że mówienie o tym, co się zdarzyło, jest najlepszym sposobem leczenia - powiedział Kania. Do rozmowy nie należy jednak dążyć na siłę zaraz po powodzi; dwa tygodnie po zdarzeniu to dobry moment. Nie wszyscy czują potrzebę mówienia - niektórzy zamykają się w sobie. Jednak w jednym i drugim wypadku rozmowa jest potrzebna. Według psychologa nie należy pytać "Jak się czujesz?", bo to niedelikatne; dotrzeć do ludzi można poprzez pytania: "Jak to się stało?", "Jak się dowiedziałeś?", "Co wtedy robiłeś?". Wystarczy jedno pytanie tego typu, by otworzyć tej osobie możliwość opowieści o tym, co się wydarzyło. Zdaniem psychologa, wysłuchania wymagają także strażacy, policjanci czy wójtowie, którzy walczą z powodzią. Być może ratownicy potrzebują tej pomocy nawet bardziej niż powodzianie, ponieważ w trakcie akcji cały czas muszą być w dobrej formie.