Sprzątanie po poniedziałkowej, wielkiej nawałnicy w Gnieźnie dopiero się kończy, a prognozy pogody znów nie są optymistyczne. Eksperci w rozmowie z Interią nie mają wątpliwości, że "czas nawałnic" w Polsce nadchodzi. Jak przestrzega prof. Bogdan Chojnicki, klimatolog z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, jeszcze w środę wszyscy powinni liczyć się z tym, że spadnie im na głowy duża ilość deszczu. - Powierzchnię Polski pokrywa ten sam rodzaj powietrza, mogący wywołać gwałtowne opady. W naszym kierunku sunie dość mocny front z południa, pojawia się też styk dwóch mas powietrza. To warunki klasycznie burzowe. Przeciętny człowiek odczuwa to jako rodzaj "nerwowego", gorącego i parnego powietrza, które bardzo szybko wpada w stan nierównowagi - opisuje. Burze nadchodzą nad Polskę. Najbardziej zagrożone rejony Z kolei rzecznik IMGW-PIB Grzegorz Walijewski informuje, że ostrzeżenia Instytutu obowiązują w środę w 13 województwach, a więc prawie w całej Polsce. - Dotyczą tzw. burz pociągowych, łańcuszkowych, nasuwających się na siebie i wolno przemieszczających - wyjaśnia. Czy tak duże opady, jak w Gnieźnie, będą powtarzały się w innych rejonach Polski? Przedstawiciel IMGW mówi nam, że "podobna sytuacja" może się przytrafić już wkrótce. - Wydaje się, że najbardziej niebezpiecznie w środę jest w centralnej Wielkopolsce i Łódzkiem. Może spaść 55 milimetrów deszczu (w Gnieźnie spadło między 80 a 100 mm - red.). Po godz. 14:00 ostrzeżenia podniesiono częściowo z drugiego na trzeci stopień. - Najsilniejsze burze przemieszczają się w pasie od Przemyśla po Kalisz, w okolicach Częstochowy oraz na styku województw małopolskiego i śląskiego. Tak intensywne opady mogą powodować gwałtowne wzrosty stanów wody - wskazuje rzecznik. Instytut kolejną "partię" burz przewiduje w czwartek, w pasie od Mazowsza po Małopolskę i Podkarpacie. Znów niewykluczone są ostrzeżenia najwyższego stopnia. - Do końca tego tygodnia, codziennie, będą pojawiały się następne burze. Jeśli nawet spadnie do 30 mm deszczu, to w przypadku, gdy te opady trafią na zurbanizowany teren, sytuacja jak z Gniezna ma szansę się powtórzyć - przestrzega Grzegorz Walijewski. Im goręcej, tym silniejsze burze. Zjawisko z Gniezna było nietypowe Rzecznik przypomina też, że w poniedziałek, gdy doszło do podtopień budynków i ulic w Wielkopolsce, duża woda zakłóciła funkcjonowanie także Aleksandrowa Łódzkiego czy Szczecina. - W zeszłym roku w Warszawie zalało drogę ekspresową S8, bo trafił się deszcz nawalny. Tego rodzaju rzeczy mogą zdarzyć się w czwartek i w kolejnych dniach - uważa. Prof. Chojnicki nie ma wątpliwości, że zawsze trzeba być ostrożnym i czujnym, bo ogólny wzrost temperatury na Ziemi sprawia, iż gwałtowne zjawiska będą nawiedzały Polskę coraz częściej. - Ciepłe powietrze ma zdolność do przechowywania większej ilości wilgoci. Gnieźnieński przykład był bardzo ciekawy, gdyż to nie była burza frontowa, podczas której jedno powietrze "spychało" drugie, tylko odbyła się ona wewnątrz masy. Takie zjawisko jest trudne do przewidzenia - ocenia. Również dla rzecznika IMGW zdarzenie z Wielkopolski było nietypowe. - Gdy pytałem innych specjalistów, mało kto kojarzył sytuacje, by gradziny miały trzy centymetry średnicy. W najbliższych dniach gradobicia znów są możliwe, ale raczej nie aż tak silne, jak w Gnieźnie - precyzuje. Lato pod znakiem burz. "Alert z wyprzedzeniem? Raczej nie powinniśmy się spodziewać" Instytut prognozuje długoterminowo, że nadchodzące lato ma być burzowe. - Gdzie będzie nawałnica, nie jest trudno przewidzieć dla ogólnego obszaru, natomiast czy ta jedna komórka burzowa będzie nad konkretnym punktem... Tego jeszcze nie umiemy stwierdzić - przyznaje Grzegorz Walijewski. Jak nadmienia klimatolog, jeśli ktoś liczy, iż alert przed gwałtowną burzą otrzyma z dużym wyprzedzeniem to "raczej nie powinien się tego spodziewać". - To kwestia pół godziny przed jej nadejściem - uściśla. A rzecznik IMGW uzupełnia, by nie ignorować ostrzeżeń niższego stopnia niż trzeci. - Myślimy czasem, że dopiero jak będzie "trójka" to zjawisko będzie potężne. Nic bardziej mylnego, nawet przy "jedynce" tak może się zdarzyć - dodaje. Lepiej w lasach, wciąż sucho na polach. Rolnicy mają spory kłopot Burze to niejedyne klimatyczne zmartwienie w naszym kraju. Jeszcze niespełna tydzień temu mapa zagrożenia pożarowego w lasach wręcz kipiała od czerwonego koloru, bo suche było tzw. dno lasów. Teraz kolory "zredukowały się" do zieleni i żółci w poszczególnych rejonach za sprawą gwałtownych opadów. - Silny deszcz, gdy dotrze do lasu i przedrze się przez korony drzew, uczyni ściółkę wilgotniejszą, ale kolejny okres bez wysokich opadów znów sytuację pogorszy - tłumaczy prof. Bogdan Chojnicki. Ekspert zwraca uwagę na inny, aktualny problem: przesuszenie wierzchniej warstwy gleby na polach, co jest niemałym utrapieniem dla rolników. - Nagłe, obfite opady nie dają im nadziei. Woda wówczas niechętnie wsiąka w taką "tłustą" glebę. Gdy mamy jakąkolwiek pochyłość, spływa ona ku dolnego miejsca w krajobrazie. Zalania są bardziej spektakularne tam, gdzie nie ma pokrywy leśnej - mówi. Podkreśla jednocześnie, że minione zima i wiosna były dość mokre. - "Dopompowały" wodę do głębszych warstw gleby; nie ma tam komfortowych warunków, lecz dramatu również nie - uznaje prof. Bogdan Chojnicki. Wiktor Kazanecki Kontakt do autora: wiktor.kazanecki@firma.interia.pl ---- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!