- Prawda o tym czasie ma znaczenie także dla naszej przyszłości - zaznaczył Geremek. - Minęło 25 lat i dlatego te wydarzenia nie powinny wzbudzać nienawiści czy potrzeby zemsty. Natomiast uważam, że potrzebna jest prawda, która oznacza jednoznaczne potępienie stanu wojennego, bo jego jedynym uzasadnieniem był interes Związku Radzieckiego - powiedział prof. Geremek, który w 1981 roku, na Pierwszym Krajowym Zjeździe "Solidarności", przewodniczył Komisji Programowej. Według niego, ludzie, którzy podjęli decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego, podjęli ją "przeciw interesowi Polski". - W momencie jej podejmowania Polsce nie zagrażała interwencja armii radzieckiej. To była decyzja, która podjęli sami. Moim zdaniem, służyli w ten sposób interesowi imperium, a nie interesowi Polski - podkreślił. Zaznaczył jednak, że ci sami ludzie w 1989 r. "potrafili pomyśleć w duchu interesu własnego narodu" i "uczestniczyli w procesie, który był politycznym rozwiązaniem bezkrwawym, w którym ustrój totalitarny został obalony i Polska została wolna". - Chciałbym, by we wspomnieniu tego dramatycznego momentu stanu wojennego były obecne oba spojrzenia - dodał. Geremek przyznał, że przed 13 grudnia 1981 r. należał do osób, które uważały, że dialog "z nurtem liberalnym w rządzącym układzie jest drogą do rozszerzenia sfery wolności". - Stan wojenny to był znak, że na tej drodze się nie da porozumieć. A wspomnienie dnia, kiedy strzelano do robotników w kopalni "Wujek" przekonało mnie, że ta krew przelana przekreśla możliwość takiego dialogu - powiedział. Europoseł zadeklarował, że w związku z wydarzeniami sprzed 25 lat "nie zachowuje osobistego poczucia krzywdy". Przyznał jednak, że ma pretensje do autorów stanu wojennego, że przez ich decyzję "Polska straciła wiele lat". - Te lata (po 13 grudnia 1981 r. - red.) były w jakimś sensie zmarnowane. Dokonała się dodatkowa destrukcja polskiej gospodarki. W społeczeństwie zaś powstały bolesne podziały, których skutki odczuwamy po dziś dzień - ocenił. W przeddzień wprowadzenia stanu wojennego Geremek był w Gdańsku, na posiedzeniu Komisji Krajowej NSZZ "S". Jak wspomina, w ciągu dnia do uczestników spotkania dochodziły wiadomości o "niepokojących ruchach wojsk i aresztowaniu kolegów w różnych miastach". - Nie wiedzieliśmy, co to ma oznaczać. Uznaliśmy, że najlepszą odpowiedzią będzie kontynuacja naszych prac. I tak się stało. Wszystkie ówczesne decyzje były podjęte w duchu kompromisu, który towarzyszył "Solidarności" przez 500 dni - podkreślił. Informacje o aresztowaniu członków Komisji Krajowej i próbie aresztowania m.in. Zbigniewa Bujaka dotarły do Geremka około północy, z 12 na 13 grudnia, w gdańskim hotelu. - Przez przypadek nie mieszkałem tam, gdzie członkowie Komisji - w sopockim Grand Hotelu, ale hotelu w centrum Gdańska - wyjaśnił. W wyjeździe z Gdańska pomogli Geremkowi zagraniczni dziennikarze. - Ale w Ostródzie już czekały na nas czołgi i zostałem wówczas aresztowany. Najpierw trafiłem do komendy policji w Ostródzie, potem do więzienia w Iławie - opowiadał. Geremek był potem przenoszony kolejno do Białołęki, Jaworza i Darłówka. Jego internowanie trwało ponad rok - do 23 grudnia 1982 r. - W Iławie, w tej wielkiej celi miałem poczucie, że wszyscy są załamani, w rozpaczy; że stało się coś, co ma wymiar apokaliptyczny. W Białołęce mieliśmy stale poczucie, że wszystko, co najgorsze, jest możliwe - wspominał europoseł. W Białołęce Geremek, jako starszy komuny więziennej, prowadził w pralni uniwersytet więzienny czyli - jak to określił - "lekcje historii przy dźwięku ballad". - Uprawiałem też mój zawód belferski - czasem uczyłem historii, a najczęściej języka francuskiego, co bardzo bawiło zwłaszcza strażników - powiedział. Podkreślił, że do internowanych docierały jedynie strzępy informacji o sytuacji w kraju, dlatego trudno było sobie wyrobić opinię o tym, co się dzieje na zewnątrz. Jak powiedział Geremek, w Iławie i Białołęce spotykał działaczy "S" z różnych miast i środowisk. - Natomiast Jaworze i Darłówku to były obozy dla intelektualistów, inteligencji, w których był nieco więcej swobody, były książki, można się było spotykać na korytarzach, raz w miesiącu było spotkanie PEN-Clubu więziennego - wspominał. Podkreślił, że głównym zajęciem internowanych opozycjonistów były debaty polityczne o przyszłości Polski. - Ważna była świadomość, że społeczeństwo się nie ugięło - zaznaczył Geremek. Na dowód tego przytoczył historię z Jaworza. - W środku nocy obudził mnie żołnierz, który mnie pilnował, żeby mi powiedzieć, że jest z "Solidarności" i że jeśli tylko chcę uciekać, to żebym uciekł, póki on stoi na straży. To są wspomnienia niezwykle serdeczne - powiedział polityk.