Jak przypuszczają słowaccy ratownicy, Polak mógł zostać rażony piorunem w czasie jednej z burz przechodzących w ostatnich dniach nad regionem. Przyczyny śmierci 38-latka wyjaśni sekcja zwłok. Dolina Vratna to jedna z największych atrakcji turystycznych w słowackiej Małej Fatrze. Po potężnej burzy została odcięta od świata. Wczoraj pojawiły się informacje, że mogły zginąć nawet cztery osoby. Pracujący na miejscu ratownicy nie potwierdzili jednak tych doniesień. Przeczesali dolinę i dno potoku, do którego woda zmyła kilkadziesiąt aut. - Wszystkie samochody, które znaleźliśmy zostały sprawdzone i nie było w nich ludzi. Wobec skali tej katastrofy, trudno wręcz uwierzyć, że nikomu się tu nic nie stało - mówił rano dowodzący akcją ratunkową. Jak podkreślał wcześniej jeden z ratowników w rozmowie z reporterem RMF FM, po nawałnicy zniszczone jest pół kilometra drogi, parking, schronisko i stacja kolejki linowej. Zerwane są też mosty, a woda porwała ponad 40 samochodów. - Ta część Słowacji będzie potrzebowała wielkiej pomocy, żeby znowu mogła stanąć na nogi - dodał premier Słowacji Robert Fico w rozmowie z telewizją TA3. W dolinie wciąż pracuje ciężki sprzęt i wojsko. Jej uprzątnięcie potrwa jeszcze wiele tygodni. Ewakuowano ponad 120 osób Po przejściu potężnej burzy z doliny ewakuowano ponad 120 osób, w tym 67 turystów ze schroniska Vratna. 55 osób, w tym 15 dzieci, utknęło z kolei na górnej stacji kolejki linowej na Chleb. Burza zaskoczyła je na szczycie. Całą grupę także ewakuowali ratownicy Horskiej Zachrannej Sluzby. Maciej Pałahicki Michał Rodak