Do zdarzenia doszło w środę, 18 listopada, w Warszawie podczas protestów przeciwko ograniczaniu praw kobiet. Wskutek blokad policji demonstracja została podzielona na kilka mniejszych zgromadzeń. Posłanka z Partii Razem była z protestującymi na placu Powstańców Warszawy. Około 22 policja otoczyła protestujących i zablokowała im drogę wyjścia. - Wśród demonstrantów nie działo się nic niepokojącego, to była spokojna, pokojowa demonstracja. Ludzie chcieli powoli się rozchodzić. Tłum skandował: "Puśćcie nas nas do domu", ale policja nikogo nie wypuszczała. Policjanci w cywilu wyciągali z tłumu przestraszonych ludzi, którzy myśleli, że to atak prawicowych bojówek - relacjonowała Biejat. Gdy Biejat chciała podjąć interwencję, policjant użył wobec niej gazu łzawiącego. Zdarzenie zarejestrowano za pomocą telefonu komórkowego: - To skandal, że policjanci zamiast dbać o spokojny przebieg protestów, powodowali niepokój i chaos wśród demonstrujących. Kiedy tajniacy ciągnęli ludzi za kordon umundurowanej policji, podeszłam do nich i pokazałam legitymację poselską. Wtedy policjant bez munduru psiknął mi gazem w oczy - mówiła. - Ta sytuacja pokazuje, że policja nie miała żadnych oporów. Jeśli immunitet poselski nie działa, to strach pomyśleć, co może spotkać protestujących. Dlatego jesteśmy z nimi. W przeciwieństwie do tego, co mówi minister Kamiński, jestem przekonana, że miejsce posłów wśród ludzi, na ulicy. Jeśli służby w nieuzasadniony sposób używają siły, jeśli łamią prawa obywatelskie pokojowych demonstrantów, to naszym obowiązkiem jest interweniować - komentowała posłanka. Biejat, pytana później w Sejmie przez dziennikarzy o dalsze kroki w sprawie środowych wydarzeń, zapowiedziała, że "na pewno będziemy składać skargę do Komendanta Głównego Policji". - Jaką ona będzie przybierała formę i co się w niej znajdzie, to na pewno podamy do publicznej wiadomości - wskazała. W jej ocenie jest to wyraz "ewidentnie szerszej polityki tego rządu, szerszej polityki Jarosława Kaczyńskiego, który jako wicepremier ds. bezpieczeństwa od samego początku tego konfliktu nawołuje do przemocy i to, co doprowadziło do tego, że ja, ale również wiele innych osób, które tam były, dostały gazem po oczach, to był najlepszy przykład tego, do czego takie słowa prowadzą". Rzecznik rządu: Policja to wyjaśni Do sprawy Biejat odniósł się wcześniej m.in. rzecznik rządu Piotr Müller, który przyznał, że nagranie z posłanką Lewicy widział w internecie. - Jeżeli osoba ma zastrzeżenia co do działań policji, może złożyć stosowne zastrzeżenia i w tej chwili policja to wyjaśni - powiedział. - Nie znam tej sytuacji konkretnej z panią posłanką, widziałem jeden film, natomiast nauczyłem się jako rzecznik prasowy rządu, żeby nie komentować sytuacji, gdzie jest tylko jednostronna i nie ma czasu na wyjaśnienie tej sytuacji - podkreślił. Z kolei szef Komitetu Wykonawczego PiS Krzysztof Sobolewski, który był w czwartek gościem Radia Plus, ocenił, że sprawa potraktowania posłanki Biejat gazem pieprzowym powinna zostać wyjaśniona w ramach procedur wewnętrznych policji. KSP o użyciu gazu Rzecznik stołecznej policji Sylwester Marczak oświadczył, że podczas środowych interwencji policji nie doszło do nieprawidłowości (czytaj więcej na ten temat). - Będziemy używać gazu tam, gdzie jest to konieczne, są to środki służące policjantom do przywracania porządku - stwierdził Marczak.