Jeszcze przed rozpoczęciem posiedzenia sądu Kalisz zapewniał w rozmowie z dziennikarzami, że działa na rzecz dobra lewicy. - Jeżeli będzie kilka list na lewicy, to nikt nie wejdzie do Parlamentu Europejskiego. Jeżeli będzie jedna lista, to będzie miała dwadzieścia kilka proc., a może i więcej, i wejdzie co najmniej 12-15 eurodeputowanych. Będę działał na rzecz wspólnej listy lewicy do PE - podkreślił Kalisz. Jak powiedział, nie rozumie zarzutów stawianych mu przez partyjnych kolegów. - Przejrzałem statut SLD, regulamin koleżeńskich sądów partyjnych Sojuszu, przejrzałem też uchwalone w 2012 roku zasady etyki. Żadnego z tych przepisów nie naruszyłem. To co się wokół mnie dzieje, to jest jakiś matriks. Nie mam kompletnie pojęcia, co tu się dzieje - dodał poseł Sojuszu. Powtórzył, że nie będzie się odwoływał od ewentualnego orzeczenia sądu partyjnego. Sekretarz generalny SLD Krzysztof Gawkowski wyraził z kolei nadzieję, że Kalisz powie przed sądem, iż jego słowa o współpracy z Europą Plus były błędem. - Moim zdaniem Ryszard Kalisz nie powie dziś nic, co będzie go stawiało w przeświadczeniu, że to jest już koniec jakichkolwiek wspólnych decyzji, kroków i wspólnego działania na rzecz SLD - uważa Gawkowski. Jak wynika ze statutu SLD, sąd może Kalisza: upomnieć, udzielić mu nagany, odwołać go z pełnionej funkcji w partii (w przypadku Kalisza np. z zarządu czy Rady Krajowej SLD), pozbawić go prawa pełnienia funkcji w partii na okres do czterech lat lub nawet wykluczyć z partii. Zawieszenie to następstwo zaangażowania się Kalisza w projekt "Europa Plus" Janusza Palikota i Aleksandra Kwaśniewskiego. W jej ramach w przyszłorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego mają powstać centrolewicowe listy wyborcze. Możliwości udziału w projekcie nie widzi SLD, ponieważ nie chce współpracować z Palikotem.