Chodzi na razie o posiedzenia dwóch komisji: spraw zagranicznych oraz finansów publicznych, które zaplanowały swe posiedzenia 13 grudnia br., na godz. 18:15 oraz 18:30. Błaszczak pisze w liście do Kopacz, że posłowie PiS zamierzają tego dnia upamiętnić 30 rocznicę wprowadzenia stanu wojennego poprzez udział w "Marszu Niepodległości i Solidarności", rozpoczynającym się o godzinie 18. "Oczywiste jest, że nie będą oni w stanie pogodzić udziału w tej ważnej uroczystości z uczestnictwem w posiedzeniach komisji sejmowych, których są członkami. Dlatego zwracam się do Pani Marszałek o (...) niewyrażenie zgody na odbycie posiedzeń (komisji - red.) w przypadku, gdy miałyby one odbywać się o godz. 18 i później w dniu 13 grudnia br. Uważam, że możliwe jest wyznaczenie dogodnych, nie kolidujących z uroczystościami terminów posiedzeń komisji również tego samego dnia, przykładowo we wczesnych godzinach popołudniowych" - napisał przewodniczący klubu PiS. Szef sejmowej komisji finansów publicznych prof. Dariusz Rosati (PO) powiedział, że na razie nie ma zamiaru zmieniać terminu posiedzenia komisji. - Ja nie dostałem żadnego pisma, a jeśli pani marszałek uzna, że marsz to dostatecznie ważny powód, to oczywiście weźmiemy to pod uwagę. Jednak prace nad budżetem są tak ważne, że nie chciałbym przekładać posiedzenia - zaznaczył Rosati. Również wiceszef komisji spraw zagranicznych Robert Tyszkiewicz (PO) nie widzi potrzeby zmian terminów posiedzenia komisji w związku - jak mówi z "demonstracjami ulicznymi". - Według zapowiedzi ten marsz ma być tak wielki, że jeśli zabraknie na nim kilku posłów PiS z komisji spraw zagranicznych, to chyba nic się marszowi nie stanie. Nie widzę powodu, aby zmieniać termin posiedzenia komisji dlatego, że jakaś partia organizuje demonstrację. Nie ma ważniejszego obowiązku posła niż praca w parlamencie. Jako żywo manifestacja PiS-owska nie należy do okoliczności, która usprawiedliwiałaby przekładanie posiedzeń komisji - powiedział Tyszkiewicz. Prezes PiS Jarosław Kaczyński oświadczył w czwartek, że marsz ma być przestrogą dla "elit rządzących dzisiaj Polską przed oddawaniem tego, co najważniejsze, czyli polskiej suwerenności i łamaniem przysięgi, którą składa prezydent, członkowie rządu i posłowie".