Dzisiaj rozpoczęło się pierwsze posiedzenie nowego Sejmu. Jaki będzie? Trudno powiedzieć. Bo właśnie nieprzewidywalność i nieobliczalność polskiej władzy ustawodawczej była dotąd jej atrybutem. Oby obecny Sejm nie poszedł w ślady tego, który żegnamy. Oby ostre starcia między przyszłymi koalicjantami, do jakich dochodzi po wyborach parlamentarnych, znów nie zamieniły sali sejmowej w targowisko i kabaret. Blokada na sali sejmowej Gorąco było zwłaszcza przy okazji kontrowersyjnej sprzedaży warszawskiego przedsiębiorstwa energetycznego STOEN. Podczas wystąpienia ministra skarbu Wiesława Kaczmarka na mównicę wtargnął Andrzej Lepper i jego pobratymcy w biało-czerwonych krawatach. "Przerwać to złodziejstwo!" - krzyczał wzburzony lider Samoobrony. "Ma pan natychmiast odwołać tę haniebną sprzedaż! Będziemy tu stać, dopóki pan tego nie zrobi!" - ciągnął dalej. Posłowie IV kadencji - zobacz galerię I rzeczywiście stali. Na nic zdały się napominania wicemarszałka Tomasza Nałęcza. Po kilkuminutowym zamieszaniu wykluczył z obrad kilkunastu posłów blokujących mównicę, ogłosił przerwę, a niedługo później zamknął posiedzenie. Jednak Lepper i jego ludzie opuścili salę posiedzeń dopiero godzinę później. Cała akcja ze STOEN-em zaczęła się już dzień wcześniej. Na mównicę wszedł poseł LPR Gabriel Janowski. Domagał się debaty nad prywatyzacją firmy. Marszałek Marek Borowski prosił o porządek na sali. Nie udało się. Zrezygnowany przerwał obrady. Janowski - wbrew prawu - pozostał na sali 20 godzin. Nadeszła ciemna noc październikowa. Godzina 4.20. Do sali wkroczyła straż marszałkowska. Udało jej się przedrzeć przez kordon posłów otaczających Janowskiego i wynieść go z sali. To, co wyprawiali posłowie broniący Janowskiego, przypominało sceny z zoo. Skakali nawet po biurku marszałka Sejmu, przewracając stojące tam komputerowe monitory. "Wyniesiono mnie, potargano ubranie. Posłowie i posłanki, którzy mnie bronili, zostali poturbowani. Po prostu dokonano gwałtu" - opisywał tymczasem zdarzenie jego główny aktor. Odwrócić kota ogonem A że w polskim Sejmie wszystko jest możliwe, można było się przekonać już podczas kolejnych obrad. Gdy na salę wszedł Borowski - odpowiedzialny za nocną interwencję straży - przywitały go gwizdy i walenie w pulpit. Posłowie postanowili usprawiedliwić zachowanie Janowskiego i wymyślili, że przy okazji można pozbyć się marszałka. Zygmunt Wrzodak oświadczył, że posłowie zostali przez straż poturbowani. Roman Giertych opowiadał "Gazecie Wyborczej", że agresywna straż zniszczyła kasetę, na której nagrane było całe zajście. Nie uzgodnił jednak swego stanowiska z Janowskim, bo ten stwierdził, że kolega, który miał nagrywać akcję, z emocji zapomniał wcisnąć odpowiedni guzik. Sceny w Sejmie nabrały tempa. Pojawił się wniosek o odwołanie Borowskiego, który poparły też PiS i PO. Ostatecznie posiedzenie izby przerwano. Raport i głodówka posła Nowaka 1 stycznia 2005 r. okolice mównicy sejmowej znów stały się miejscem demonstracji. Tym razem poseł Zbigniew Nowak podjął protest głodowy jako wyraz sprzeciwu "przeciwko bezczynności rządu oraz niektórych posłów w wielu ważnych sprawach". Oznajmił, że protest będzie prowadził bezterminowo, aż do realizacji wszystkich jego postulatów. Jednym z elementów tej kampanii było wystawanie na sali sejmowej z tablicą, na której widniał tajemniczy napis: "Raport Nowaka". Okazało się, że poseł założył tak zatytułowany serwis informacyjny, w którym przedstawia wiele faktów z polskiego życia politycznego. Stronę odwiedza kilka tysięcy użytkowników dziennie. Samotna walka niezrzeszonego posła o lepsze jutro trwała kilka tygodni. Parlamentarzysta stał w widocznym miejscu, trzymając tablicę: "Raport Nowaka". Parlament czy cyrk? Akcja ze STOEN-em - "znak firmowy" odchodzącego Sejmu - nie była jedyną politowania godną sceną ostatnich czterech lat na sali sejmowej. Okazało się, że Polska pozbawiona jest silnej opozycji, która byłaby realną alternatywą dla rządu. Opozycja, która dopiero zdaje maturę i zaczyna studia - jak posłanka Renata Beger - siłą rzeczy nie mogła w demokratyczny sposób "współpracować" z rządem. Nie bez winy był też rząd. SLD i Leszek Miller swoją arogancją zasłużyli na taką reakcję - podkreślali komentatorzy. Żaden poprzedni rząd nie traktował opozycji z taką impertynencją. Przy okazji sejmowych "atrakcji" poznaliśmy też kulturę polityczną elit. Wzajemne wyzwiska i ataki (jak choćby słynne: "Jest pan zerem" Leszka Millera do Zbigniewa Ziobry w czasie przesłuchania przed komisją śledczą badającą aferę Rywina) chluby posłom nie przyniosły. Podobnie jak "dowcipy" posłanki Anity Błochowiak o "czerwonych skarpetkach pedałów". Gdyby dodać do tego fakt, że nasi deputowani podczas obrad czasem spali (w najlepszym wypadku ziewali), a przyciski naciskali za nich czasem partyjni koledzy, mamy obraz Sejmu, który przeszedł do historii. Czy nowy będzie lepszy? Jako rodzaj podsumowania stylu obrad izby minionej kadencji - przytaczamy fragment stenogramu z pierwszego czytania poselskiego projektu uchwały w sprawie powołania Krajowej Spółki Cukrowej w 2002 r: Poseł Gabriel Janowski: Otóż pani minister, przecież waszym zamysłem...Poseł Małgorzata Ostrowska: Ja nie jestem ministrem.Janowski: A może pani zostanie (wesołość na sali). Byłaby lepsza niż Dyduch, mówiąc między nami.Przepraszam, panie ministrze, za te wycieczki, ale naprawdę coś jest na rzeczy. Jeżeli taką ekipę skomponował pan Leszek Miller, to mu współczuję.Poseł Tadeusz Cymański: Nie jemu współczuj, tylko nam.Głos z sali: Polsce trzeba współczuć!