10 marca 2016 Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Szczecinie wszczęła śledztwo w sprawie ukrywania od bliżej nieokreślonego czasu do 2016 r. w miejscowości Dęborogi, gmina Manowo, oraz w Koszalinie przez Jana M. oraz Urszulę R. dokumentów archiwalnych w postaci kserokopii pisemnego zobowiązania do współpracy z byłymi służbami specjalnymi PRL podpisanego przez Stanisława G., które to dokumenty podlegały przekazaniu do Instytutu Pamięci Narodowej, tj. o czyn z art. 54 ust. 1 ustawy z dnia 18 grudnia 1998 r. o IPN-KŚZpNP. Przedmiotowe śledztwo zostało wszczęte na podstawie zawiadomienia nadesłanego przez Dyrektora Delegatury Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w Szczecinie - czytamy w oświadczeniu wydanym przez Dariusza Wituszkę z IPN. Jak informuje, w chwili obecnej wykonywane są czynności w trakcie prowadzonego śledztwa, mające na celu wszechstronne wyjaśnienie sprawy i zabezpieczenie przedmiotowych dokumentów. Śledztwo prowadzone jest przez Delegaturę Oddziałowej Komisji w Koszalinie. Zobowiązanie do współpracy z SB miał rzekomo podpisać Stanisław Gawłowski, sekretarz generalny PO i poseł z okręgu koszalińskiego "Nie podpisywałem zobowiązania do współpracy ze służbami specjalnymi w PRL i nie współpracowałem z nimi" - zarzeka się Gawłowski na łamach "Kuriera Szczecińskiego" . Jak twierdzi, dokumenty są fałszywe, co miał ustalić IPN już kilka lat temu. Natomiast Jan M. oraz Urszula R. wówczas "stwierdzili, że ktoś im te dokumenty przysłał pocztą i nie wiedzą, kto to zrobił. Prokurator umorzył postępowanie". Poseł PO podkreśla również, że Jan M. oraz Urszula R. są związani z Prawem i Sprawiedliwością, a obecne śledztwo IPN jest "nagonką polityczną". Jak twierdzi, Urszula R. go "nienawidzi", a to z powodu odmowy umorzenia długu wobec miasta Koszalin, kiedy Gawłowski sprawował funkcję wiceprezydenta miasta. Również Jan M. ma mieć - według słów posła - pretensje wobec jego osoby dotyczące kwestii finansowych Koszalina. Gawłowski zaznaczył, że dokumenty zajęte przez IPN pod Koszalinem to jedynie kserokopie falsyfikatów i - jak stwierdził w rozmowie z Radiem Szczecin - "nie można brać ich na poważnie".