Drugi pozew w tej samej sprawie złożył sekretarz Stowarzyszenia Ireneusz Dzieszko. W pozwie wniesiono o uznanie przez sąd, że pozwany Kulesza naruszył prawo Kotuli, jako osoby wierzącej, do dobrego imienia, czym złamał przepis Kodeksu Prawa Kanonicznego. Kotula chce także, aby sąd nakazał pozwanemu wydanie publicznego oświadczenia, w którym miałby przeprosić i odwołać słowa naruszające jego dobre imię. Kotula wyjaśnił, że sprawa dotyczy wiary, a zatem powinien ją rozstrzygać sąd kościelny - jako najbardziej kompetentny. - Chcemy tylko, aby sąd kościelny stwierdził, że zostaliśmy obrażeni i żeby pozwany odwołał swoje słowa. To nam wystarczy - powiedział Kotula. Przypominał też, że Kulesza nie odpowiedział na ich propozycję publicznego przeproszenia i odwołania obraźliwych - ich zdaniem - słów. W pozwie Kotula przytoczył wypowiedź Kuleszy dla jednej z lokalnych gazet, w której padły słowa "ateista" i "niewierzący": "To świadczy o totalnej pozycji intelektualnej osób, które wpadły na ten pomysł. Nie wiem, jak nazwać tych ludzi. To nawet nie ateiści, to praktykujący niewierzący". Poseł PO komentował w ten sposób akcję Stowarzyszenia Contra In Vitro - wożenie po Rzeszowie billboardu przedstawiającego dwa zdjęcia: na jednym był Bronisław Komorowski i napis pod zdjęciem: "Marszałek Komorowski popiera kompromis aborcyjny", a obok - zdjęcie płodu i pod nim napis: "Kompromis aborcyjny zabija chore dzieci". Poseł Tomasz Kulesza powiedział, że podtrzymuje swoje słowa. - Działanie Stowarzyszenia jest haniebne i niegodne chrześcijanina. Prawdziwy chrześcijanin nie oskarża drugiego człowieka. To fundamentalna prawda, a tu kłamliwie, oszczerczo oskarżono Bronisława Komorowskiego, niewinnego człowieka, który jest przykładem dobrego katolika - powiedział. Dodał, że jeżeli zostanie wezwany do sądu kościelnego, to się przed nim stawi. Billboard, który został przygotowany przez Fundację Pro-Prawo do Życia, wożony był w czerwcu, kilka dni przed wyborami prezydenckimi. Doniesienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa złożył na policji poseł Kulesza. Plakat wraz z lawetą został zatrzymany jako dowód ewentualnego przestępstwa, a sprawa trafiła do rzeszowskiej prokuratury rejonowej. Ta jednak umorzyła dochodzenie w sprawie zniesławienia marszałka Sejmu, wtedy jeszcze kandydata PO na prezydenta Bronisława Komorowskiego. Szefowa rzeszowskiej prokuratury Ewa Lotczyk wyjaśniła wówczas, że dochodzenie zostało umorzone wobec "braku interesu społecznego". Prokuratura nie wszczęła także śledztwa w sprawie znieważenia osoby publicznej. Jak wyjaśniła prokurator, do znieważenia osoby publicznej może dojść jedynie podczas i w związku z wykonywaniem przez nią obowiązków służbowych, a w tym wypadku takie okoliczności nie zaistniały. Ponieważ sprawa miała charakter prywatno-skargowy, pozew w tej sprawie mógł złożyć sam Komorowski, jednak sztab wyborczy zrezygnował ze złożenia pozwu w trybie wyborczym.