Brudziński daje straży miejskiej tydzień. Komendant warszawskiej Straży Miejskiej skarży sie do marszałka Sejmu, że poseł PiS Joachim Brudziński znieważył strażnika miejskiego podczas niedzielnych uroczystości pod Pałacem Prezydenckim. Brudziński zaprzecza i chce przeprosin, w przeciwnym razie grozi sądem. Jak wynika z pisma, do którego dotarła PAP, Brudziński miał użyć wobec pełniącego służbę przed Pałacem strażnika słów powszechnie uznanych za obelżywe. Skierowanie pisma do marszałka Grzegorza Schetyny potwierdziła PAP rzeczniczka Straży Miejskiej Monika Niżniak. W datowanym na środę piśmie do Schetyny komendant Straży Miejskiej Zbigniew Leszczyński napisał, że w niedzielę ok. godz. 10.15 strażnik, przebywający na wygrodzonym terenie przed Pałacem Prezydenckim "pomagał obywatelom uczestniczącym w obchodach rocznicy katastrofy samolotu prezydenckiego w układaniu zniczy i kwiatów pod pomnikiem księcia Józefa Poniatowskiego". "W trakcie wykonywania wskazanych czynności ok. godz. 10.35 strażnik odebrał od nieznanej kobiety wiązankę kwiatów, z którą udał się pod pomnik. W trakcie podejścia do wskazanego pomnika zatrzymał się celem umożliwienia złożenia kwiatów mężczyźnie, który stał przed nim. Po złożeniu kwiatów mężczyzna ten odwrócił się w kierunku funkcjonariusza i skierował pod jego adresem następujące sformułowanie: >>spie... stąd<<" - głosi pismo. Jak dalej pisze komendant, strażnik "rozpoznawszy mężczyznę jako pana Joachima Brudzińskiego, posła na Sejm RP odstąpił na miejscu zdarzenia od podejmowania wobec pana posła jakichkolwiek czynności służbowych". Komendant zwraca uwagę, że strażnik wykonywał w tym czasie czynności służbowe, więc korzystał z ochrony prawnej, przewidzianej dla funkcjonariuszy publicznych w art. 226 par.1 Kk. Stanowi on, że "kto znieważa funkcjonariusza publicznego lub osobę do pomocy mu przybraną, podczas i w związku z pełnieniem obowiązków służbowych podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku". Brudziński chce przeprosin Brudziński w oświadczeniu przesłanym w czwartek PAP zapowiedział, że - jeżeli w ciągu tygodnia - komendant Straży Miejskiej - nie przeprosi go za pomówienie, to skieruje sprawę na drogę sądową. We wcześniejszej rozmowie z PAP poseł zdecydowanie zaprzeczył, by zwracał się do któregokolwiek z funkcjonariuszy w obraźliwych słowach. "Działania komendanta Straży Miejskiej, jeżeli takie zostały skierowane, są działaniami mającymi na celu zdyskredytowanie mojej osoby. Jeżeli się to potwierdzi, to wobec strażnika lub komendanta wytoczę proces, bo jest to rzecz niebywała" - powiedział Brudziński. Dodał, że sytuacja była wręcz odwrotna, bo będąc w niedzielę przed Pałacem Prezydenckim sam zwracał się do uczestników uroczystości, by mimo emocji uszanowali funkcjonariuszy, którzy stoją tam "nie ze swojej woli, tylko wskutek rozkazu osób przełożonych". Brudziński wskazał, że podobnie nieprawdziwe informacje na jego temat pojawiły się już w niedzielę rano: "(...) że wraz z posłem Girzyńskim i posłanką Kempą zostałem zatrzymany przez policję za awantury, które wszczynałem. (...) Żadnych awantur nie wszczynałem, nie byłem zatrzymany, nie przeskakiwałem przez barierki, przeszedłem tylko między ścianą a jedną z barierek, która była uchylona. To, co się dzieje, jest próbą odwrócenia uwagi opinii publicznej od tego, co się rzeczywiście w dniu 10 kwietnia wydarzyło" - powiedział poseł PiS. Zaznaczył, że jedyny kontakt, jaki miał w niedzielę z funkcjonariuszami, był to kontakt z funkcjonariuszami BOR. "O 7.30 rano zwróciłem się chyba do szefa biura przepustek, uzgadniać, że po mszy św. za okazaniem legitymacji parlamentarzyści będą mogli przejść do wygrodzonego sektora" - mówił Brudziński. Na późniejszym briefingu prasowym w Sejmie Brudziński mówił: "To, co zdarzyło się 10 kwietnia o godz. 8.41 ma znamiona pełnej i pewnej prowokacji ze strony służb celem wywołania takiego oto wrażenia, że są jakieś burdy, że parlamentarzyści wywołali wręcz zamieszki. Miało to na celu wystraszenie warszawiaków" - ocenił. Poseł PiS powiedział, że pismo komendanta odbiera jako próbę "odwrócenia uwagi od błędu rzeczywiście popełnionego przez służby porządkowe". W ocenie Brudzińskiego, może to być także próba odwrócenia uwagi od - jak mówił - "kłamstwa, które jest powtarzane również dziś z mównicy sejmowej, jakoby była jakaś lista 10 osób uzgodnionych, parlamentarzystów (którzy mieli mieć możliwość przejścia za barierki), która to lista została zrealizowana, a pozostali parlamentarzyści wykazywali się tutaj jakimś zacietrzewieniem czy burdami". Brudziński zwrócił uwagę, że w skardze komendanta Straży Miejskiej nie wskazano żadnego funkcjonariusza z imienia i nazwiska. "Bo jeżeli ktokolwiek twierdziłby, że ja w tym dniu zwracałem się do niego w sposób powszechnie uważany za obraźliwy, to po prostu by kłamał" - oświadczył. Powtórzył także, że przed Pałacem zostali "poturbowani" parlamentarzyści PiS - Marzena Machałek, Maria Nowak i Jerzy Materna. "Zastanawiające jest, dlaczego to pomówienie pojawia sie dopiero teraz i to w dniu głosowania w komisji gospodarki nad rezolucja o nadaniu gazoportowi w Świnoujściu imienia śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, której byłem sprawozdawcą. Czyżby jedna z partii tak odreagowywała przegrane głosowanie?" - napisał Brudziński w oświadczeniu przesłanym PAP. Jak podkreślił, pomówienie pojawia w chwili, gdy "opinia publiczna dowiaduje się, że tuż po katastrofie czołowi politycy PO otrzymali SMS-a z instrukcją, jak mają się wypowiadać o tragedii". "Czyżby klasyczna wrzutka dla przykrycia niewygodnych dla Platformy Obywatelskiej informacji" - pyta Brudziński. Zdaniem posła PiS, komendant Straży Miejskiej powinien zająć się bezpieczeństwem mieszkańców stolicy, a nie pisaniem "paszkwili" na parlamentarzystę będącego w opozycji do prezydent Warszawy i zarazem wiceprzewodniczącej PO. "Niestety, pod jego komendą Straż Miejska - zamiast być formacją dbającą o bezpieczeństwo mieszkańców Warszawy, według relacji wielu mediów kojarzy sie powszechnie z usuwaniem kwiatów i zniczy" - napisał Brudziński.