Porozumienia 11 listopada, organizowało wiec "Kolorowa Niepodległa", który w piątek stanął na trasie "Marszu Niepodległości". W wyniku zamieszek zatrzymano 210 osób, w tym 95 obcokrajowców. 40 policjantów zostało lekko rannych. Do szpitali przewieziono 29 osób, które odniosły obrażenia. Prócz starć narodowców uczestniczących w "Marszu Niepodległości" z policją na pl. Konstytucji i pl. Na Rozdrożu, w stolicy doszło też do bójki przedstawicieli organizacji lewicowych z grupą narodowców na Nowym Świecie. Uczestnicy defilady historycznej relacjonowali, że zostali zaatakowani przez przedstawicieli organizacji lewicowych z Niemiec. - Widzimy zdemolowany Plac Konstytucji, widzimy akty przemocy wobec policji, wobec zwykłych warszawiaków, widzimy spalone wozy telewizyjne, atakowanych dziennikarzy, widzimy ogromne zdewastowanie miasta - mówiła na konferencji prasowej w Warszawie Ellisiv Rognlien z koalicji Porozumienia 11 listopada. Jak podkreślała, podczas piątkowych rozrób zdemolowano bary, kawiarnie, sterroryzowano też zwykłych mieszkańców Warszawy. Zwróciła uwagę, że ludzie musieli się kryć w obronie przed skrajnymi prawicowymi bojówkami. Według niej, wszystko to jest skutkiem działania uczestników "Marszu Niepodległości" organizowanego przez Obóz Narodowo Radykalny i Młodzież Wszechpolską. Zdaniem Rognlien, do Warszawy na zaproszenie ONR i MW przyjechały skrajne grupy, dlatego, że ludzie je tworzący utożsamiają się z przekazem politycznym Marszu. - Utożsamiają się ze skrajną, prawicową polityką, rasistowską i faszystowską. To są uczestnicy marszu, którzy byli sprawcami tych aktów przemocy - oświadczyła. Jej zdaniem, gdyby "Kolorowa Niepodległa" nie zablokowała "Marszu Niepodległości" to ofiarami ich agresji mogłoby się stać jeszcze wiele więcej ludzi, lokali i organizacji zrzeszających różne mniejszości. - Blokada była pokojowa i stanowiła wyraźny przekaz, że nie ma akceptacji dla faszyzmu i dla przemocy wobec warszawiaków - mówiła Rognlien. Jak podkreśliła, dla organizatorów kontrmanifestacji nie jest zaskoczeniem, że doszło do zamieszek w stolicy. Według niej, przed 11 listopada w internecie pojawiały się różne wypowiedzi, które wskazywały na to, że coś takiego będzie się dziać. Przytoczyła fragment czatu internetowego Janusza Korwin-Mikkego, w którym - odpowiadając na pytanie - zgodził się z opinią, że "należy bić lewaków w Warszawie", ale oszczędzać kobiety i dzieci. Zwróciła uwagę, że polityk był w komitecie poparcia "Marszu Niepodległości". Z kolei inny działacz Porozumienia 11 listopada, Jacek Fenderson tłumaczył udział w ich wiecu przedstawicieli organizacji antyfaszystowskich z Niemiec oraz Czech i Białorusi. Jak mówił przyjechali oni do Warszawy, by wesprzeć Porozumienie w zablokowaniu marszu skrajnej prawicy. - Obserwujemy jednak demonizowanie gości z Niemiec, którzy byli już w warszawskich komisariatach, kiedy nacjonaliści i neofaszyści nie tylko z Polski demolowali miasto i siali terror wśród warszawiaków - powiedział. Jak ocenił, zarówno organizatorzy "Marszu Niepodległości", jak i policja "potrzebują kozłów ofiarnych, na których zrzucają odpowiedzialność za wszystko co się wydarzyło". "Prawda jest taka, że ktoś musi tą odpowiedzialność ponieść, ale nie mogą to być ci, którzy zostali zatrzymani prewencyjnie na kilka godzin przed zajściami. Za wczorajszy terror w mieście odpowiadają neofaszystowskie organizacje ONR i Młodzież Wszechpolska, które zaprosiły skrajnie prawicowy tłum do Warszawy. Ruch antyfaszystowski nie da się skryminalizować". Podczas konferencji odczytano także oświadczenie grupy niemieckich antyfaszystów, w którym tłumaczą oni, że są grupą ludzi zrzeszających różne środowiska antyfaszystowskie i przyjechali do Warszawy tylko po to, by wesprzeć "Kolorową Niepodległą". Wyrazili także oburzenia, że policja wciąż przetrzymuje blisko sto osób z tej grupy bez postawienia im konkretnych zarzutów. "Zdecydowanie sprzeciwiamy się tym represjom. Antyfaszyzm nie jest zbrodnią lecz konieczną odpowiedzią w obliczu rosnącej siły faszyzujących grup w całej Europie" - napisano w oświadczeniu.