O tym, że szef rządu ma zamiar podjąć ostateczną decyzję dotyczącą przyszłości Gowina w swym gabinecie, Tusk poinformował w ostatni czwartek swych partyjnych kolegów na posiedzeniu zarządu PO. Dziennikarze i opinia publiczna dowiedziała się o tym z wpisu rzecznika rządu Pawła Grasia na Twitterze. "Premier Tusk poinformował zarząd PO, że decyzje dotyczącą obecności ministra Gowina w rządzie podejmie w poniedziałek" - oznajmił Graś. Gowin na post rzecznika odpowiedział na tym samym portalu żartobliwie: "I don't like mondays", załączając przy tym link do piosenki o tym tytule grupy The Boomtown Rats. Z dziennikarzami minister nie rozmawiał jednak na ten temat, podobnie jak Tusk. Nie wiadomo więc, co szef rządu zamierza przekazać ministrowi, o co chce go pytać ani czy decyzja, którą zapowiedział w czwartek, oznacza dymisję. Zasiadający w zarządzie PO lider małopolskich struktur partii Ireneusz Raś mówił w sobotę w RMF FM, że szanse na pozostanie Gowina w rządzie ocenia "50 na 50". - To zależy od rozmowy pana premiera ze swoim ministrem, bo to jest ten poziom rozmowy, która decyduje nie o losach w Platformie Jarosława Gowina, tylko o losach w rządzie. Rozumiem, że premier chce mieć osobę, która chce współpracować z nim lojalnie. Tylko tyle powiedział nam pan premier na posiedzeniu zarządu w czwartek - zaznaczył Raś. Z kolei były minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski przekonywał w niedzielę w TVN24, że w tym, że Tusk ma zamiar spotkać się z Gowinem, nie ma nic zaskakującego. - Premier nie miał możliwości rozmowy z ministrem Gowinem. Porozmawia z nim w poniedziałek i podejmie decyzję - powiedział Kwiatkowski. Wykluczył przy tym możliwość powrotu do resortu w razie dymisji swego obecnego następcy. - Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki - powiedział. Politycy opozycji, którzy tę sprawę komentowali w weekend, są przekonani, że szef resortu sprawiedliwości straci lub powinien stracić funkcję. - Myślę, że premier wykluczy pana Gowina z rządu - powiedziała w niedzielę wiceszefowa SP Beata Kempa. - Jeżeli minister w czasie sejmowej z mównicy polemizuje ze swoim premierem, to znaczy, że o jednego z nich jest za dużo, to oczywiste - dodał lider SLD Leszek Miller. Spekulacje o tym, że Gowin może stracić stanowisko, pojawiły się ostatnio przy okazji rekonstrukcji rządu Tuska sprzed dwóch tygodni (Jacek Cichocki został szefem KPRM, a jego w MSW zastąpił Bartłomiej Sienkiewicz; wicepremierem został minister finansów Jacek Rostowski). Zmiany nie objęły jednak Gowina, a niespodziewanie temat jego przyszłości wrócił w zeszłym tygodniu. Nie wiadomo, co ewentualna dymisja szefa resortu sprawiedliwości mogłaby oznaczać dla Platformy; Gowin uchodzi za lidera konserwatystów w PO. Nieoficjalnie politycy PO mówili kilka dni temu PAP, że nawet gdyby Gowin zdecydował się odejść z partii, to sam albo w towarzystwie maksymalnie dwóch posłów. - Mógłby odejść z nim Jacek Żalek, może John Godson - ale teraz jest to bardziej wątpliwe niż przed kilkoma tygodniami. Premier dał im wyraźnie do zrozumienia, że odeszliby w "polityczny niebyt". A Gowin nie zdecyduje się przejść do PiS, bo kiedy zniknąłby z pierwszych stron gazet, stałby się tam tylko szeregowym posłem, a na to jest za ambitny - powiedział PAP polityk z kierownictwa partii. Źródła PAP we władzach Platformy oceniają, że Gowin "przebrał miarę", bo zbyt otwarcie przeciwstawiał się premierowi. - Ci "umiarkowani konserwatyści", którzy skupiali się wokół niego, zrozumieli, że Gowin gra tylko na siebie, ale ich kosztem. Stracili cierpliwość. Teraz nawet w głosowaniach światopoglądowych Gowina nie poprze już kilkudziesięciu, a kilku, co najwyżej kilkunastu posłów. A o rozpadzie nie ma mowy - uważa jeden z rozmówców PAP. Sympatię dla Gowina od dawna deklaruje PiS. - Jarosław Gowin doskonale wie, będąc w polityce od dawna, że nie ma w polityce czegoś takiego jak zupełnie zamknięte drzwi. Nasze drzwi nie są zupełnie zamknięte - powiedział w piątek rzecznik PiS Adam Hofman pytany, czy w Prawie i Sprawiedliwości znalazłoby się miejsce dla ministra sprawiedliwości. Spór na linii Tusk-Gowin nasilił się po głosowaniach w sprawie związków partnerskich. Pod koniec stycznia sejmowa większość odrzuciła trzy projekty ustaw o związkach, w tym autorstwa posła Platformy Artura Dunina (pozostałe dwa firmowały wspólnie SLD i Ruch Palikota). Za odrzuceniem rozwiązań zaproponowanych przez Dunina opowiedziało się m.in. 46 platformianych konserwatystów (m.in. Gowin i dwaj jego stronnicy: Żalek i Godson, ale też np. Raś, Marek Biernacki, czy Konstanty Miodowicz). Przed głosowaniem doszło na sali obrad do wymiany zdań między Tuskiem a Gowinem. Szef resortu sprawiedliwości ocenił z trybuny sejmowej, że wszystkie trzy propozycje dotyczące związków są sprzeczne z art. 18 konstytucji, który ochroną Rzeczypospolitej otacza instytucję małżeństwa. Premier odpowiedział oświadczeniem, że jest to "prywatna opinia" jego podwładnego. Wystąpienie ministra wielu polityków, również z PO, odebrało jako wyraz nielojalności ministra wobec szefa rządu. Tusk i Gowin rozmawiali później i obaj deklarowali, że udało im się porozumieć. Partyjni konserwatyści już wcześniej nieraz pokazali, że w sprawach światopoglądowych mają odmienne zdanie niż premier, marszałek Sejmu Ewa Kopacz, czy władze klubu PO na czele z Rafałem Grupińskim. W październiku zeszłego roku do dalszych prac w Sejmie - wbrew stanowisku władz klubu PO - skierowany został projekt Solidarnej Polski zaostrzający prawo aborcyjne. Wówczas przeciwko odrzuceniu propozycji w pierwszym czytaniu głosowało 40 posłów PO, a 28 (w tym Gowin) - wstrzymało się od głosu. W ubiegłej kadencji Sejmu z kolei klub Platformy próbował wypracować jeden, wspólny projekt regulujący kwestie dotyczące zapłodnienia pozaustrojowego. Nie udało się - powstały dwie, częściowo sprzeczne ze sobą, propozycje: liberalna autorstwa Małgorzaty Kidawy-Błońskiej i konserwatywna, którą opracował zespół przy kancelarii premiera ds. Konwencji Bioetycznej, pod kierownictwem Gowina. Główny problem dotyczył możliwości mrożenia zarodków (Kidawa-Błońska dopuściła ją; Gowin wykluczył). Ponieważ klub PO był w tej sprawie podzielony, do laski marszałkowskiej trafiły oba projekty, które w sejmowej Komisji Zdrowia były rozpatrywane wraz z kilkoma innymi propozycjami, m.in. SLD i PiS. Ostatecznie posłom nie udało się uchwalić żadnej ustawy dotyczącej in vitro.