Konrad Piasecki: Zerkamy w telewizor - tam demonstracja przeciwników pochowania prezydenta na Wawelu. Szybko strasznie skończył się ten taki "pokój boży". Wydawało się, że ta refleksja i taka zaduma, i solidarność narodowa trochę potrwa, a wydaje się, że właśnie ją kończymy. Paweł Poncyljusz: - Jak się patrzy na tę demonstrację, to trudno zrozumieć ludzi, albo przynajmniej co niektórych. Dzisiaj jesteśmy okryci żałobą, żałobą narodową, żałobą 96 osób, które zginęły w tej tragedii. I wydaje się, że tysiące, może dziesiątki tysięcy ludzi wylegają na ulice różnych miast, składają hołd tym, którzy zginęli w tej tragedii. A z drugiej strony mamy jakąś małą grupkę ludzi, którzy zachowują się tak, jakby się nic nie stało. Jakby nic wielkiego nie wydarzyło się w sobotę w lesie pod Smoleńskiem. To tylko może dziwić, może oburzać, mnie to trochę oburza, ale też ja nie chcę dać się sprowokować do takiej retoryki, do takiego stylu, jaki proponują właśnie ludzie protestujący w Krakowie. Czy dla pana, od kiedy zaczął się pan zastanawiać po tej tragedii, gdzie pochować prezydenta, Wawel był takim miejscem idealnym? Bo mówiło się - archikatedra św. Jana w Warszawie, może Świątynia Opatrzności Bożej, może Cmentarz Wojskowy na Powązkach, może grób rodzinny na Powązkach z kolei cywilnych. - Grób rodzinny byłby rozwiązaniem, ale to będzie pochowany prezydent Rzeczypospolitej Polskiej. Bo to już nie jest kwestia rodzinnego grobu, ale to jest głowa państwa. W związku z tym głowa państwa musi być pochowana z odpowiednimi honorami i w odpowiednim miejscu złożona. Nie chciałbym, żeby to był na przykład grób obok grobów działacz y PRL-u na Powązkach. Więc wydaje się, że archikatedra warszawska była dobrym miejscem. - Natomiast też ważne jest to, że zginęli oboje, zginął Lech Kaczyński i jego małżonka Maria Kaczyńska. W związku z tym trzeba szukać takiego miejsca, które gwarantuje, że obie te osoby na zawsze mogą być ze sobą razem. Bo w archikatedrze oni by nie mogli spocząć obok siebie. - Z tego, co wiem, rozmowy skończyły się na tym, że jest Wawel i ciszej nad tą trumną - czy nad tymi trumnami - uszanujmy to, że jest taka wola rodziny, jest zgoda również duszpasterza krakowskiego i po prostu pojedźmy oddać hołd w niedzielę do Krakowa. Panie pośle, był pan wczoraj w Sejmie, widział pan z bliska Jarosława Kaczyńskiego. Ja go podziwiam, bo to jest człowiek, który wygląda, jak gdyby był wykuty dzisiaj z kamienia. Na jego twarzy nie widać łez, na jego twarzy widać dramat, ale widać też spokój. - To naprawdę też wszyscy mówią, że Jarosław Kaczyński niesamowicie znosi ten cały ból i to potwierdzam. Aczkolwiek chyba nikt nie jest ze skały. To znaczy komuś, komu by się wydawało, że Jarosław Kaczyński nic nie czuje - to nieprawda. Wczoraj głos mu się łamał na klubie. Kiedy przyszedł do nas przed tym uroczystym posiedzeniem, zgromadzeniem posłów i senatorów. Tak, że te ludzkie gesty, te ludzkie zachowania z niego wychodzą. Ja myślę, że każdy z nas ma to - że ja miałem to, jak przechodziłem na Krakowskim Przedmieściu, zapalając znicze moim kolegom, moim przyjaciołom, mojemu prezydentowi i pamiętam, jak mnie zaczepili ludzie. - Trzymałem się dobrze, ale kiedy podeszli do mnie ludzie, zaczęli składać kondolencje i kiedy ja zacząłem się odzywać, to okazywało się, że łzy się pojawiały na moim policzku i to tak trochę głupio nawet, bo ludzie liczą na to, że ja to wytrzymam. Więc myślę, że to jest też tak, że jak my się mamy odezwać, właśnie w intencji tych zmarłych, wtedy nam się łamie głos, wtedy się pojawiają łzy w naszych oczach. - Ja się wypłakałem przez poprzednie dni, tak, że wczoraj w Sejmie jakoś to mnie bardzo nie wzruszało. Ale jak byłem w Pałacu Prezydenckim w niedzielę, jak byłem na płycie lotniska, to były momenty, kiedy naprawdę głos się łamie, łzy się pokazują na obliczu. Tylko byle byśmy potrafili z tego odczytać znak, jakiś plan boży, który stoi za tym wypadkiem, bo nie wierzę, że to jest tylko i wyłącznie przypadek, nie wierzę, że nie jest to jakieś przesłanie dla nas od Pana Boga. Pewnie to jest przesłanie, żeby polska polityka wyglądała inaczej, ale ona się musi jakoś toczyć, jakoś musi wejść w te tryby, te tory, które wskazuje konstytucja. Kiedy wybory, kiedy one się powinny odbyć? Bo wygląda na to, że to tak naprawdę Prawo i Sprawiedliwość wyznaczy termin tych wyborów, to znaczy, że to wasza wola zostanie uszanowana, bo wy jesteście i lewica w najtrudniejszej sytuacji. One się powinny odbyć jak najszybciej, czy wręcz przeciwnie - jak najpóźniej? Konstytucja mówi jasno. My jesteśmy w pewnym sensie już w czasie wyborczym, aczkolwiek mam nadzieję, że do końca żałoby marszałek Komorowski nie wyznaczy konkretnego terminu. Wiadomo, że od tego wypadku, czyli od niedzieli licząc jest łącznie 74 dni na to, ale chcielibyśmy, żeby o terminie wyborów nie decydować, dopóki nie złożymy ciała Lecha Kaczyńskiego do grobu czy do grobowca. Tak że wolelibyśmy, żeby ten tydzień był na zadumę, na płacz, na wspomnienia, a nie już na politykowanie, bo prawda jest taka, że kalendarz wyborczy jest bardzo szybki, w związku z tym to by oznaczało, że... Tak, że od momentu ogłoszenia wyborów, to już tak... ... w trakcie wyborów trzeba dokonywać decyzji, co do których myślę, że i Prawo i Sprawiedliwość, i SLD nie są gotowe. Znaczy jesteśmy dzisiaj w żałobie, rozbici i mamy do tego pełne prawo, żeby być rozbitymi. Miejmy nadzieję, że to zostanie uszanowane. A patrząc na Jarosława Kaczyńskiego, ma pan poczucie, że to jest człowiek, który byłby w stanie wziąć na siebie brzemię kandydowania, że on byłby w stanie powiedzieć: "Muszę testament brata kontynuować" czy "Muszę ponieść testament brata w polską politykę, jestem gotów stanąć na jego miejscu, jestem gotów go zastąpić, jestem gotów być jego następcą"? - To nie jest kwestia mojego przekonania, to jest kwestia tego, czy Jarosław Kaczyński się na to zdecyduje; czy Jarosław Kaczyński będzie czuł, że on to powinien zrobić. Nie potrafię dzisiaj deklarować czy oceniać, co jest lepsze. A chciałby pan? - Ja chcę tego, co chce Jarosław Kaczyński w tej sprawie i będę tu całkowicie pokorny i spolegliwy wobec jego decyzji. On musi o tym zadecydować, nie będę go ani namawiał, ani odwodził od tego pomysłu. Ale uszanuję każdą decyzję, a w tej sytuacji, w której on się teraz znalazł i znajduje, ponieważ jest jeszcze mama w szpitalu - będzie dla mnie ważna, zrozumiała, akceptowalna w stu procentach. Pan mówi: "Płakałem przez sobotę i niedzielę". Czy jest taka strata - o ile można w takich kategoriach mówić - która pana najbardziej osobiście dotknęła, najbardziej osobiście zabolała? Tam był ktoś, o kim pan powiedział: "To był mój przyjaciel, nie wyobrażam sobie, jak będzie wyglądało moje życie bez tego człowieka"? - Tam było wielu przyjaciół, z którymi jestem związany od wielu, wielu lat. Ja swoje pożegnanie i swoją listę zmarłych opublikowałem na blogu, ale mogę powiedzieć o dwóch grupach ludzi. To są po pierwsze przyjaciele z Klubu Parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwość, ale w ogóle też posłowie, łącznie z Sebastianem Karpiniukiem, Grzegorzem Dolniakiem, Jolantą Szymanek-Deresz, z którymi ładnie żeśmy się sprzeczali w różnych audycjach radiowych i telewizyjnych. Różniliśmy się, ale też było to w jakiejś godności. A z drugiej strony odeszło kilku księży, m.in. ks. Zdzisław Król, który udzielał mi ślubu kilkanaście lat temu; ks. prof. Rumianek z Uniwersytetu Kardynała Wyszyńskiego. Ale też odeszli moi przyjaciele z harcerstwa - Paweł Wypych, Katarzyna Doraczyńska. - Płakałem już w sobotę, kiedy odbyła się pierwsza msza w ich intencji na Gocławiu. Kiedy spotkałem też zapłakane oczy moich kolegów, z którymi razem z Pawłem i Kasią siedzieliśmy przy ogniskach, działaliśmy w białej służbie. Tak że jest to całe grono ludzi, z którymi miałem kontakt i nie daruję sobie, że do niektórych nie zdążyłem zadzwonić i już nie zadzwonię nigdy - m.in. do Pawła Wypycha, chociaż w czwartek próbowałem to zrobić, to wyładowała mi się komórka. Tego sobie nigdy nie wybaczę, że nie zadzwoniłem następnego dnia i dopiero wiedziałem o Pawle... przypomniałem sobie o Pawle w momencie, kiedy dowiedziałem się o katastrofie. - Każdy z nas wiele stracił. Straciliśmy też symbol II Rzeczypospolitej, a więc prezydenta Kaczorowskiego. Straciliśmy prezydentową, która była strasznie sympatyczną kobietą, ciepłą, wyrozumiałą. Nie ma jednej osoby, o której bym powiedział - po każdej zostanie jakaś pustka w sercu. W różnym wymiarze. Ten świat na pewno będzie inny po tej katastrofie.