W obronie redaktora naczelnego "Wieści Polickich" występowało prawie całe środowisko dziennikarskie. Zorganizowano nawet spektakularny protest w Warszawie, w czasie którego ludzie mediów dawali się zamykać w klatce. Marek musiał się jednak w poniedziałek stawić w szczecińskim więzieniu w celu odbycia kary trzech miesięcy więzienia, ponieważ nie przeprosił pomówionego polickiego urzędnika Piotra Misiły, co było sądowym warunkiem zawieszenia kary, a resort sprawiedliwości odmówił wszczęcia postępowania ułaskawiającego. - Pan Marek nie musiał wcale pójść do więzienia. To zależało tylko od niego, wystarczyłoby, gdyby mnie przeprosił. Teraz już tego od niego nie oczekuję. Chyba po tym pierwszym dniu w areszcie zrozumiał swój czyn i miał czas na zastanowienie. Gdyby to ode mnie zależało, chciałbym, żeby opuścił więzienie. Zwrócę się w tej sprawie do pana prezydenta Kaczyńskiego - powiedział dziś INTERIA.PL Misiło. Misiło utworzył nawet stronę internetową, na której wyjaśnia kulisy całej sprawy. - Każdy, kto zechce to przeczytać, nie będzie miał wątpliwości, że pan Andrzej Marek postępował w sposób haniebny, niegodny zawodu dziennikarza - tłumaczy. - To, co robił pan Marek w swojej gazecie, tego nie można absolutnie nazwać krytyką. Na krytykę jestem odporny. Pan Andrzej Marek permanentnie przedstawiał nieprawdę, twierdząc, że swoje stanowisko zdobyłem szantażem, że wykorzystywałem je do celów prywatnych, że jednocześnie prowadziłem działalność gospodarczą i sam sobie wydawałem zlecenia. Oczywiście to wszystko jest nieprawdą - przekonuje Misiło. Urzędnik przyznaje też, że najbardziej w całej sprawie zabolała nieobiektywność mediów i protest dziennikarzy, którzy manifestowali, nie zadając sobie trudu poznania sprawy. - Było mi strasznie przykro, a nawet smutno, gdy okazało się, że człowiek, który postępował w tak niegodny dziennikarza sposób, stał się bohaterem mediów - mówi Misiło i dodaje, że solidarność dziennikarska w tej sprawie nie powinna mieć miejsca. - To smutne, że media dziś mówią, że Marek poszedł do więzienia za wolność słowa, a tymczasem nie o krytykę i nie o wolność słowa tutaj chodziło - podsumowuje urzędnik. Tymczasem Andrzej Marek twardo obstaje przy swoim. W poniedziałek przed wejściem do budynku szczecińskiego aresztu powiedział dziennikarzom, że nie czuje się winny, bo napisał prawdę i zadeklarował, że po raz drugi postąpiłby tak samo.