- Dla ludzi z mojego pokolenia i starszego, Sławomir Mrożek to była szkoła języka i mówienia o rzeczywistości. Nawet ta utarta fraza, mówienie, że "coś jest jak z Mrożka", jest porzekadłem po dziś dzień. To symptom wielkiego wpływu rzeczywistości na dzieło, ale także dzieła na rzeczywistość. Przez okulary Sławomira Mrożka w pewnym sensie patrzyliśmy - powiedział Pomorski. - Parę lat temu wręczaliśmy mu, jakże zasłużoną, nagrodę polskiego PEN Clubu. Powiedziałem wówczas coś, co przypadło mu do gustu: wszyscy rozumieliśmy, co mówi w swojej ezopowej mowie, głęboko ironicznej. Rozumieliśmy to bez tłumaczenia. - Potem zmieniła się epoka - nie tylko zewnętrzne warunki, ale także publiczność. Nagle na Mrożka zaczęła masowo przychodzić publiczność, dla której ta ambiwalencja i ironia przestała być oczywista. Pisarz, przypominający wolteriańskiego sceptyka stał się prawie klasykiem, a klasyk nie ma osobowości emocjonalnej. Nagle zaczął publikować to, co pisał, ale jako klasyk nie udostępniał: swoje, głęboko emocjonalne dzienniki. Klasyk pokazał koszty emocjonalne całej twórczości. Nie mam wątpliwości, że był to jeden z największych polskich pisarzy w całym XX wieku - podsumował prezes polskiego PEN Clubu.