Około 400 obwodowych komisji wyborczych za granicą ma powstać przed jesiennymi wyborami do Sejmu i Senatu - wynika ze wstępnych deklaracji polskiego MSZ. To o 80 więcej niż podczas wyborów parlamentarnych w 2019 roku. Nieoficjalnie wiadomo, że także na terenie Niemiec komisji będzie więcej i w większej liczbie miast. W samym Berlinie planowane jest utworzenie aż sześciu, co jest liczbą rekordową, jak przekonuje w rozmowie z DW polski konsul w stolicy Niemiec Marcin Król. Plany te to odpowiedź nie tylko na oczekiwaną wysoką frekwencję wyborczą wśród Polaków za granicą, ale też na obawy opozycji i części środowisk polonijnych, że część głosów oddanych w zagranicznych komisjach trafi do kosza wskutek zmian wprowadzonych do Kodeksu wyborczego w trakcie jej nowelizacji styczniu br. Zgodnie z przepisami obwodowe komisje wyborcze za granicą i na polskich statkach morskich muszą policzyć głosy w ciągu 24 godzin od zakończenia głosowania. Jeżeli nie zdążą, głosowanie w tych obwodach uważa się za niebyłe. Ten przepis obowiązuje od dawna. Jednak nowelizacja Kodeksu wyborczego wprowadza nowe wymogi dotyczące liczenia głosów, które w założeniu mają zapewnić przejrzystość tego procesu, ale też mogą go wydłużyć: podczas liczenia karty do głosowania będą musiały być okazywane wszystkim obecnym członkom komisji. Komisje nie będą już mogły dzielić się na grupy robocze, by usprawnić liczenie głosów. Londyński eksperyment Inicjatywy Polonia Głosuje i Polonia Express w Londynie w marcu przeprowadziły symulację liczenia głosów w sposób zgodny ze znowelizowanym Kodeksem wyborczym. - Wynik eksperymentu był taki, że w ciągu godziny udało nam się przeliczyć 98 głosów - mówi DW Krzysia Balińska z organizacji Polonia Głosuje. Optymistyczne szacunki, uwzględniające m.in. przerwy i zmęczenie członków komisji, zakładają, że w ciągu 24 godzin uda się policzyć 1600 kart do głosowania do Sejmu i Senatu. - Tymczasem np. w Londynie w poprzednich latach były komisje, na które przypadało po 5,5 tysiąca wyborców - zauważa Krzysia Balińska. Działacze polonijni mówią o rozwiązaniach dyskryminujących i groźbie ograniczenia praw wyborczych Polaków za granicą. Także Rzecznik Praw Obywatelskich Marcin Wiącek w pismach do marszałków Sejmu i Senatu zwracał uwagę, że ograniczenie do 24 godzin czasu na policzenie głosów w zagranicznych komisjach "narusza istotę prawa wyborczego oraz uzależnia ważność i skuteczność głosu od okoliczności, które są niezależne od obywatela i wiążą się ze sprawnością działania administracji wyborczej". 11 maja Senat wystąpił z inicjatywą ustawodawczą w sprawie zmiany przepisów tak, by czas na liczenie głosów oddanych za granicą wydłużyć do 48 godzin. Projekt ustawy trafił do Sejmu. "Przywróćmy głos Polonii!" Tymczasem Polonia Głosuje wspólnie z ruchem Avaaz zbierają w sieci podpisy pod petycją pt. "Przywróćmy głos Polonii!" z apelem do polskiego ministra spraw zagranicznych o utworzenie przed tegorocznymi wyborami parlamentarnymi w Polsce dodatkowych komisji za granicą, szczególnie w krajach o licznej emigracji z Polski. "Obywatele i obywatelki Polski, niezależnie od tego czy mieszkają w kraju czy za granicą, muszą mieć możliwość oddania w wyborach głosu, który zostanie policzony i będzie mieć wpływ na wybór rządzących. Bez tego nie ma demokracji!" - podkreślono w petycji. Środowiska polonijne mają wsparcie polityków polskiej opozycji, która w poprzednich wyborach miała wśród Polonii dużo większe poparcie niż PiS. - Absolutnie popieramy tę petycję - mówi DW Magdalena Hehn, koordynatorka do spraw polonijnych z ruchu Polska 2050, która stara się zainteresować środowiska Polaków za granicą tematem wyborów. Według niej polskie MSZ wyszło naprzeciw oczekiwaniom autorów petycji, deklarując zwiększenie liczby obwodowych komisji wyborczych za granicą. - Potrzebna jest jeszcze presja ze strony środowisk polonijnych, by komisje te powstały faktycznie tam, gdzie są najbardziej potrzebne - ocenia Magdalena Hehn. W niedzielę (28.05.2023) współorganizuje ona dyskusję w Berlinie na temat konsekwencji zmian w Kodeksie wyborczym dla praw wyborczych Polonii. Frekwencja może być wysoka Konsul Marcin Król z Berlina zapewnia: - Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby głosy zostały jak najsprawniej i jak najszybciej przeliczone. W sześciu komisjach wyborczych, planowanych w stolicy Niemiec, oraz w należącej do berlińskiego okręgu konsularnego komisji w Lipsku ma zasiadać największa przewidziana przepisami liczba członków - po 13. Berlińskie komisje mają być zlokalizowane w różnych częściach miasta. - Spodziewamy się dużej frekwencji, szczególnie w Berlinie, gdzie liczba Polaków dynamicznie wzrasta. Obecnie szacujemy ją już na ponad 100 tysięcy. Nie zakładamy, że wszyscy będą głosować. Ostrożnie oceniam, że może zagłosować od 15 tysięcy do 18 tysięcy polskich obywateli - mówi konsul. O tym, ile obwodowych komisji wyborczych może powstać w pozostałych okręgach konsularnych w Niemczech konsulowie nie chcą jeszcze szczegółowo informować przed oficjalnym wyznaczeniem daty wyborów. - Dążeniem naszego urzędu, jak i w latach poprzednich, jest zapewnienie obywatelom RP możliwie dogodnych warunków do głosowania - podkreśla konsul generalny RP w Kolonii Jakub Wawrzyniak w odpowiedzi na pytanie DW. - Chcemy, aby liczba OKW (obwodowych komisji wyborczych) - przy założeniu uzyskania zgody władz niemieckich - była racjonalnie dopasowana do liczby naszych rodaków w danym regionie. Zakładamy utworzenie OKW w największych ośrodkach życia polonijnego w tutejszym okręgu konsularnym, w którym mieszka największa liczba Polaków w Niemczech - dodaje. Mieszkańcy pogranicza potrzebują informacji W wyborach parlamentarnych w 2019 roku Polacy przebywający w Niemczech mogli głosować w 23 obwodowych komisjach wyborczych w czterech okręgach konsularnych: hamburskim, berlińskim, kolońskim i monachijskim. Lokale wyborcze znajdowały się w: Berlinie i Lipsku (okręg berliński), Hamburgu, Bremie i Hanowerze (okręg hamburski), Kolonii, Bielefeld, Dortmundzie, Duesseldorfie, Frankfurcie nad Menem, Wiesbaden i Koblencji (okręg koloński) oraz Monachium, Karlsruhe, Norymberdze i Stuttgarcie (okręg monachijski). Zdaniem Kamili Schoell-Mazurek z działającej w Niemczech Polskiej Sieci Federalnej ds. Partycypacji i Spraw Socjalnych w Niemczech zapowiedź większej liczby komisji wyborczych np. w Berlinie to "kropla w morzu potrzeb". - Polacy w Niemczech są bardzo rozproszeni. Komisje wyborcze powinny być w wielu niemieckich miastach - ocenia w rozmowie z DW. Oprócz większych ośrodków, gdzie już w poprzednich latach znajdowały się lokale wyborcze, Kamila Schoell-Mazurek wymienia też m.in. Schwerin na północnym wschodzie Niemiec, Essen w Nadrenii Północnej-Westfalii czy Magdeburg w Saksonii-Anhalt. - Również obywatele Polscy mieszkający w regionach przy granicy z Polską potrzebują transparentnej informacji, jak mogą głosować w miejscu, które nie jest ich miejscem zameldowania. To byłyby dobre impulsy na przyszłość - dodaje Kamila Schoell-Mazurek. W wyborach parlamentarnych w 2019 roku w obwodach za granicą głosowało w sumie 314 tysięcy wyborców, w tym 46 tysięcy w Niemczech. Inaczej niż w kraju, wśród Polaków na świecie wygrała Koalicja Obywatelska, uzyskując 38,95 proc. poparcia. PiS zdobyło 24,85 proc. głosów. Redakcja Polska Deutsche Welle/Anna Widzyk