Wszystko wskazuje więc na to, że sądom grozi paraliż. W samym tylko krakowskim Sądzie Okręgowym brakuje ponad 3 milionów złotych. Wkrótce nie będzie więc pieniędzy na opłaty pocztowe, rachunki telefoniczne oraz np. na ekspertyzy biegłych. - Sądu z pewnością nie zamkniemy, ale praca bez pieniędzy będzie co najmniej trudna - powiedział Andrzej Almret, rzecznik sądu. Nieco lepsza jest sytuacja kieleckiego Sądu Okręgowego. Tutaj nie ma długów, ale już wiadomo, że pieniędzy jest zbyt mało, dlatego zaczęło się oszczędzanie. - Patrzymy bardzo uważnie na należności poczty. Po godz. 16. w sądzie praktycznie nie ma ogrzewania i nic się nie świeci - powiedział sędzia Adam Kabziński. Wszystkie sądy w Polsce wystąpiły o więcej pieniędzy. Pomysły na poprawę sytuacji finansowej sądów są różne, choć wszyscy mają nadzieję, że w budżecie państwa więcej pieniędzy na sądy jednak się znajdzie. - Jeśli nie będziemy się zadłużać, będziemy powoli zalegać z wypłatą dla biegłych, dla świadków, dla obrońców. Jeżeli tak ustawodawca ustalił, to zamkniemy (sądy) ale najpierw będziemy zalegać - powiedział Adam Kabziński. Nieco inny pomysł na oszczędzanie mają pracownicy sądu w Krakowie. - Nie będzie pieniędzy, nie będzie rozpraw. Budżet zaplanowany wynosi niecałe 17 milionów złotych. Można to odnieść do budżetu roku 2000, który wynosił 20 milionów złotych - mówi sędzia Almert.