Protesty w Gruzji rozpoczęły się w czwartek. Wywołało je wystąpienie deputowanego do rosyjskiej Dumy Siergieja Gawriłowa, który w gruzińskim parlamencie przemawiał po rosyjsku z miejsca przewodniczącego. Gawriłow przyjechał do Gruzji z okazji corocznego międzynarodowego spotkania parlamentarzystów z państw prawosławnych. Rosjanin w przeszłości popierał niepodległość separatystycznego gruzińskiego regionu Abchazji. Reakcja polskiego MSZ "MSZ RP z uwagą obserwuje rozwój sytuacji przed Parlamentem Gruzińskim w Tbilisi, która zaistniała w związku z udziałem delegacji Dumy Państwowej Federacji Rosyjskiej w 26. posiedzeniu Międzyparlamentarnego Zgromadzenia w sprawie Prawosławia (IAO)" - poinformował polski resort spraw zagranicznych. MSZ podkreśliło, że za zrozumiałe należy uznać wyrazy niepokoju i oburzenia, jakie wywołała obecność rosyjskich deputowanych w Parlamencie Gruzji i prowadzenie obrad Zgromadzenia IAO przez rosyjskiego deputowanego Sergieja Gawriłowa. Dodało, że jest to zrozumiałe w kontekście wciąż żywej w pamięci wielu Gruzinów wojny z 2008 r. i w świetle kontynuowania agresywnej polityki rosyjskiej wobec Gruzji, której przejawem jest m.in. polityka Moskwy wobec separatystycznych regionów Abchazji i Cchinwali/Osetii Południowej. MSZ zwróciło również uwagę na odpowiedzialność władz za zapewnienie bezpieczeństwa obywatelom, wolności zgromadzeń i wyrażania poglądów. "Za niedopuszczalne uznajemy stosowanie przemocy wobec dziennikarzy i innych przedstawicieli społeczeństwa obywatelskiego" - napisano. Apel ambasady RP Wcześniej o zachowanie ostrożności apelowała do Polaków przebywających w Gruzji ambasada RP w tym kraju. "W związku z zapowiedziami kolejnych demonstracji Ambasada RP w Tbilisi apeluje do Polaków przebywających w Gruzji, w szczególności w Tbilisi, o zachowanie spokoju i ostrożności, unikanie miejsc zgromadzeń publicznych oraz podporządkowywanie się poleceniom służb lokalnych" - napisano na Twitterze polskiej ambasady w Tbilisi. Gwałtowne protesty Po starciach demonstrantów z policją w stolicy do dymisji podał się przewodniczący parlamentu Irakli Kobachidze, a opozycja domaga się dalszych dymisji i wcześniejszych wyborów. Koalicja gruzińskich partii opozycyjnych zażądała w piątek dymisji ministra spraw wewnętrznych i szefa służby bezpieczeństwa oraz uwolnienia zatrzymanych uczestników czwartkowych demonstracji, a także rozmów o wcześniejszych wyborach parlamentarnych. Tamar Kordzaia, przewodnicząca Partii Republikańskiej, zapowiedziała, że opozycja będzie kontynuowała protesty, aby doprowadzić do spełnienia jej postulatów. W piątek wieczorem demonstranci znów zebrali się przed parlamentem w Tbilisi. Stosunki dyplomatyczne między Gruzją a Rosją zostały zerwane po kilkudniowym konflikcie w sierpniu 2008 roku, gdy Gruzja podjęła zbrojną próbę odzyskania kontroli nad Osetią Południową, regionem, który oderwał się od niej w latach 90. i przy nieformalnym wsparciu Moskwy uzyskał faktyczną niezależność od Tbilisi. Rosja odpowiedziała wprowadzeniem swoich wojsk do tej republiki i dalej w głąb gruzińskiego terytorium. W wyniku konfliktu Rosja uznała niepodległość nie tylko Osetii Południowej, lecz także drugiej separatystycznej republiki gruzińskiej - Abchazji; obecnie rozlokowane są tam rosyjskie oddziały.