Według stacji są prowadzone czynności przygotowawcze do deportacji Pyżyka na Białoruś, która może nastąpić w ciągu najbliższych dni. Andrej Pyżyk musiał uciec do Polski po tym, jak białoruskie władze zmuszały go, żeby sfabrykował dowody przeciwko białoruskiemu opozycjoniście Komarowskiemu. Pyżyk mieszka w Polsce od 4 lat. Niedawno wystąpił z prośbą o status uchodźcy politycznego. Wystąpił też z oświadczeniem dotyczącym fałszowania przez białoruskie organy ścigania dowodów w sprawach więźniów politycznych na Białorusi. Był też jednym z ekspertów w filmie dokumentalnym Biełsatu "Strach w krainie spokoju", opowiadającym o wybuchu w mińskim metrze. Film został pokazany w TVP1. Wczoraj do jego domu przyszedł dzielnicowy z komendy w Brwinowie i poinformował, że musi uzupełnić dane dotyczące jego wniosku o azyl polityczny i poprosił o stawienie się na komendzie w dniu następnym. Z wtorkowej wizyty na komendzie Policji w Brwinowie już nie wrócił. Został tam zatrzymany. Jak poinformował żonę, zatrzymano go w związku z wystosowanym przez Białoruś do Interpolu listem gończym. Żona Andreja Pyżyka poinformowała, że mąż zdążył tylko przekazać krótką notatkę, gdzie pisze, że jego zatrzymanie jest związane z udziałem w filmie "Strach w krainie spokoju". - Nikt o niczym go nie poinformował. Poszedł na policję i nie już wrócił - mówi żona Andreja Pyżyka. "Strach w krainie spokoju", to dokument, który stawia pytania o wiarygodność śledztwa w sprawie ubiegłorocznego zamachu w mińskim metrze, w którym zginęło 15 osób a kilkaset zostało rannych. Sąd skazał na rozstrzelanie dwóch młodych mężczyzn, uznanych za sprawców zamachu. Wyroki zostały wykonane, ale nadal pojawiają się pytania, czy skazani zostali właściwi ludzie, czy też stali się oni kozłami ofiarnymi.