Jego zdaniem nie wierzymy w atak terrorystyczny, mimo że jesteśmy zaangażowani w akcję militarną w Afganistanie i byliśmy w Iraku. "Nie jesteśmy przygotowani do takiego prowadzenia akcji, by karetki odwoziły rannych tam, znajdzie się dla nich miejsce. Nie wiemy na bieżąco, ile jest wolnych miejsc intensywnej terapii w szpitalach" - mówi "Rzeczpospolitej" Przemysław Guła. Nie mamy także dobrej sieci łączności. W przypadku ataku terrorystycznego numery ratunkowe mogłyby zablokować osoby, oczekujące na informacje o rodzinach. "Nie mamy wydzielonych infolinii, przeszkolonych ludzi, procedury odpowiadania na pytania" - uważa Guła. Według niego atak terrorystyczny ma trochę inną dynamikę niż zakładają plany antykryzysowe przygotowane na wypadek katastrofy. "Ostatnie ataki mają podobny scenariusz: najpierw jeden wybuch, a gdy wszystkie służby skoncentrują się na neutralizowaniu jego skutków, następuje drugi, czasem trzeci. Istnieje ryzyko, że w miejscu, gdzie prowadzona jest akcja ratownicza, będą kolejne bomby. Teren może być też celowo skażony" - wyjaśnia w "Rzeczpospolitej" Guła. Ćwiczenia ratownicze - jego zdaniem - nie uczą reagowania na nieprzewidziane zdarzenia. "Scenariusze zakładają, że wszyscy uczestnicy będą się zachowywać racjonalnie, ale w rzeczywistości często dzieje się inaczej" - czytamy w gazecie.