W razie wypadku Polska musiałaby prosić o pomoc wszystkie państwa nadbałtyckie. Współpracę w podobnych przypadkach reguluje Konwencja Helsińska i inne porozumienia. Organizacja takiej pomocy trwałaby bardzo długo, a do tego czasu polskie służby ratownicze musiałby radzić sobie same. Tymczasem polskie służby ratownicze dysponują zaledwie jednym profesjonalnym statkiem służącym do zwalczania rozlewów na morzu, "Kapitan Poinc". Podobne, choć gorzej wyposażone i starsze jednostki, mają także urząd morski, porty i "Petrobaltic". Polska ma też ok. 7 km zapór i zbieracze o łącznej wydajności kilkuset ton na godzinę. W akcje ratunkową włączyłoby się także wojsko. Marynarka Wojenna ma m.in. specjalne samoloty, które pozwalają ocenić z powietrza stan zagrożenia. Niestety, to wszystko i tak nie wystarczyłoby do walki z tak dużą katastrofą, jak ta w Hiszpanii. Najlepszym rozwiązaniem wydaje się być proponowany przez UE obowiązek przewożenia paliwa tankowcami dwukadłubowymi, które są o wiele bezpieczniejsze.