Tak wygląda świat w roku 2000 na wydanej w 1910 roku serii pocztówek pana Villemarda. Przedstawiają one także pieszych, którzy noszą "samochodowe buty", przypominające nieco napędzane elektrycznie wrotki, czy gazety, które nastawia się na gramofonie i odsłuchuje. Widać na nich też transoceaniczne, masywne sterowce, które dzielnie pokonują najodleglejsze przestrzenie, a także śmigła, szprychy, urządzenia a'la fin de siecle i postwiktoriańskie ciuszki. Jak miał wyglądać nasz świat? Podyskutuj na czacie Przyszłość jest teraz Pytanie: "jak będzie wyglądał świat za sto lat?" to kwestia zawsze podniecająca. Najciekawiej jednak jest, kiedy czyta się, w jaki sposób dawniej wyobrażano sobie nasze czasy. Nie zapominajmy, że to my jesteśmy tą "niesamowitą przyszłością". Policjanci u nas nie latają. Może to i dobrze. Nie poruszamy się na elektrycznych wrotkach. Ale już na przykład ruchome chodniki - które były w przeszłości symbolem przyszłości - są coraz częściej wykorzystywane - na przykład na lotniskach, by ułatwić przemieszczanie się pomiędzy odległymi terminalami. A ruchome schody, które podniecały wyobraźnię naszych pradziadków, to już norma. Wszyscy w przeszłości z jakiegoś powodu uparli się, że w roku 2000 z samochodów przesiądziemy się do prywatnych samolotów. Tak - na przykład - wyobrażał sobie przyszłość Stefan Barszczewski, który w 1925 roku wydał dziejącą się w przyszłości powieść "Czandu". Samochody, którymi poruszali się po mieście warszawiacy, są zarazem helikopterami (choć latać można nimi jedynie w określonych przypadkach). Dachy wszystkich budynków w mieście są zarazem lądowiskami. Na narożnikach tych dachów umieszczone są neonowe napisy z nazwami ulic, nad którymi warszawiak przelatuje. Miasto widziane z góry przypomina zatem ogromną mapę. Polska jest mocarstwem W powieści Polska jest - oczywiście - mocarstwem, a sama Warszawa - jedną z najważniejszych światowym metropolii. "Wielka wojna 1914-1918, przywracając Polsce niepodległość, zapewniła Warszawie rozwój ogromny"- czytamy. W Warszawie, jako centrum Europy, "zbiegły się nici wszystkich interesów, łączących Europę z olbrzymim Wschodem". Kraj nasz jest członkiem i jednym z założycieli "Federacji Europejskiej" ze stolicą w Wersalu. Przepowiednia zaskakująco trafna, ale w międzywojniu wiele mówiło się o różnych formach paneuropejskiej integracji. Podobnie, jak u Witkacego, który we wróża bawił się w powieści "Nienasycenie", cywilizacji europejskiej zagrażają azjatyckie, skośnookie hordy. W Warszawie, na Pradze powstało coś w rodzaju Chinatown. Cała Warszawa - w ogóle - wygląda inaczej. W zasadzie spotkało ją to samo, co w rzeczywistości - całe miasto zostało zburzone. Nie przez wojnę jednak, ale w rezultacie planowanej rekonstrukcji urbanistycznej. "Ocalał jedynie sędziwy Rynek Starego Miasta i gdzieniegdzie budowla historyczna", np. Zamek Królewski. "Były to jedyne nieme świadki romantyzmu politycznego, w którym [...] przeważało rozżalenie nad przeszłością, czułość dla dzieła ojców i praojców" - pisze Barszczewski. Stara Warszawa została więc zniszczona i zbudowana na nowo, stała się "miastem pełnem światła, przenikającego wszędzie, pełnym przestrzeni, umajonej zielenią bulwarów i parków. Domy były przeważnie "czteropiętrowe, dostosowane do otoczenia stylem i barwą, o ścianach jakby polerowanych, gładkich, łatwych do czyszczenia". W międzywojniu uważano, że tradycyjny układ miejski i secesyjne kamienice to przeżytek i postulowano podobne, jak opisany ruchy. Pomysł ten byłby jednak równie świetny, jak pomysł Le Corbusiera dotyczący pójścia na architekturę.