- Jesteśmy w Unii Europejskiej, ale to nie znaczy, że jesteśmy blisko standardów. Te standardy są jeszcze daleko, dążymy do nich - standardy socjalne, światopoglądowe, kulturowe - mówił Napieralski na konferencji prasowej. - Nie ma płacy minimalnej, nasze warunki pracy różnią się od warunków pracy w UE, nie ma jasnego rozdziału państwa od Kościoła; in vitro, które jest sprawą powszechną w UE, u nas jest cały czas traktowane jako walka ideologiczna - wymieniał lider Sojuszu. Jego zdaniem, w ostatnim czasie pojawiły się też zagrożenia związane z brakiem ratyfikacji Karty Praw Podstawowych UE i nieumiejętnością wykorzystywania środków unijnych. Według Napieralskiego zagrożeniem jest również to, że - jak mówił - "jedna z partii politycznych próbuje zawłaszczyć ważny akt historyczny, który zmienia Polskę na lata". - To niebezpieczne zjawisko, nie mające nigdzie indziej miejsca na świecie - ocenił. Chodzi o obchody 5. rocznicy przystąpienia Polski do UE i zorganizowaną przez rząd konferencję w tej sprawie. Oburzenie SLD wywołał fakt, że b. prezydent Aleksander Kwaśniewski, b. premier Leszek Miller i b. szef MSZ Włodzimierz Cimoszewicz zostali na nią zaproszeni wyłącznie jako goście. Ostatecznie organizatorzy konferencji "Polska i UE. Pięć lat po rozszerzeniu" zdecydowali, że Miller jako premier rządu, za czasów którego Polska zakończyła negocjacje i wstąpiła do UE, zabierze na niej głos. Miller, który również był obecny na konferencji Napieralskiego przekonywał, że on - kiedy kończył negocjacje akcesyjne - doceniał wkład swoich poprzedników. - Bo tak jak w sztafecie, żeby dobiec do mety, trzeba otrzymać upoważnienie od poprzedników, z ich bagażem sukcesów i porażek. Dlatego też dzisiaj domagamy się, aby przy każdej okazji, przy omawianiu tak ważnych rocznic, siły rządzące postępowały dokładnie tak samo - podkreślił Miller. B. premier przyniósł ze sobą pióro, którym - jak powiedział - 16 kwietnia 2003 r. w Atenach podpisał Traktat Akcesyjny, na mocy którego Polska stała się członkiem UE. Miller ocenił, że przez pięć lat obecności Polski w Unii nie udało się osiągnąć wszystkiego, co było możliwe. - Uważam, że w trzech co najmniej punktach nie odnieśliśmy powodzenia: po pierwsze Polska nie weszła do strefy euro (...), po drugie stopień wykorzystywania środków, zwłaszcza z Funduszu Spójności, jest niedostateczny: wykorzystujemy mniej więcej 50 procent, co stawia nas nie tylko za takimi krajami jak Irlandia i Hiszpania, ale także za Litwą, Łotwą, czy Estonią - mówił Miller. Jak dodał, nie udało się także - zarówno Polsce, jak i całej Europie - "postawić istotnego kroku w kierunku pogłębionej integracji europejskiej". - Można powiedzieć, że w tym względzie cała Europa jest zbyt ostrożna i uśpiona, a elity polityczne w Polsce, zwłaszcza te skupione wokół prezydenta, wręcz sabotują wszystkie kroki, które mają pogłębić integrację europejską - ocenił b. premier. Jak mówił, prezydent Lech Kaczyński "do dzisiaj nie znalazł czasu", aby podpisać akt ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego.