Są to m.in. przedstawiciele rodzin katyńskich i rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Kunert, prezes Federacji Rodzin Katyńskich Izabella Sariusz-Skąpska, przedstawiciele ministerstwa kultury, a także organizacji społecznych i instytucji kulturalnych m.in. Muzeum Katyńskiego, duchowni, harcerze i uczniowie ze szkół imienia ofiar Katynia. Biskup senior diecezji drohiczyńskiej Antoni Dydycz powiedział w homilii, że delegacja przybyła do Katynia, by tym razem dopełnić celu pielgrzymki, która w 2010 r. nie mogła dotrzeć na groby rodaków z powodu tragedii. Cytował też poemat napisany przez Jana Pawła II: "Na glebę naszej wolności upada miecz, na glebę naszej wolności upada krew. Który ciężar przeważy?". "Tak postawione pytanie jest istotne, gdyż odwołanie się do krwi będzie równocześnie zwycięstwem sumienia, a nigdy klęską. Opowiedzenie się za mieczem prowadzi ku katastrofie. Zwycięstwo krwi wiedzie ku wolności, na którą czasami należy nieco czekać a to już całkiem inna rzeczywistość. W tym lesie znalazły ostatni na ziemi spoczynek ofiary miecza, ale wolność dla ich potomków przyszła z przelanej ich krwi" - powiedział Dydycz. "Otacza nas tutaj parę tysięcy nazwisk. To są ci, którzy życie oddali za Polskę i te ich groby w jakiś szczególny sposób przypominają nam 96, którzy zginęli pod Smoleńskiem oraz kierują wzrok naszych dusz jeszcze dalej, do wszystkich krajów, gdzie są groby polskie, w sposób szczególny jakby przenosimy się do stolicy przed Grób Nieznanego Żołnierza" - powiedział biskup. Uroczystości na Cmentarzu Katyńskim rozpoczęły się modlitwą i złożeniem wieńców w rosyjskiej części cmentarza. Pół godziny później rozpoczęła się ceremonia na polskiej części cmentarza. Zaczęła się od uderzenia w dzwon katyński przez Anders i Sariusz-Skąpską. Następnie odśpiewano polski hymn i odprawiono mszę św. Uczestnicy nabożeństwa mieli dużo białych i czerwonych goździków oraz flagi i wieńce w barwach narodowych. Stronę rosyjską reprezentował naczelnik zarządu ds. relacji międzynarodowych administracji obwodu smoleńskiego Jewgieni Zacharczenkow. W uroczystości uczestniczyli też akredytowani w Rosji attache obrony kilku krajów NATO i UE. Anna Maria Anders powiedziała dziennikarzom, że wizyta w Katyniu to dla niej "nieprawdopodobnie wzruszający moment", którego nigdy nie zapomni. "Ja słyszę o Katyniu od dziecka. To było coś, co dla mojego ojca było celem życia, żeby wiedzieć, co się stało tutaj. Od samego początku podkreślał, że to Sowieci zrobili" - mówiła Anders po uroczystościach w Katyniu. Podkreśliła, że ojciec, dowódca armii polskiej na Wschodzie, na tych oficerów czekał. "Jak się formowała armia Andersa w Rosji i się nie doczekał. Przepiękne miejsce, czuję, że oni są z nami" - dodała.Anders podkreśliła, że cieszy się, że przewodniczy delegacji. "Jestem tutaj nie tylko w imieniu osób, które tu zginęły, ale także w imieniu mojego ojca. Sądzę, że on cieszy się, że tu jestem" - powiedziała.Po uroczystościach przewidziano wizytę w muzeum na terenie Kompleksu Memorialnego Katyń. Następnie polska delegacja przejedzie z Katynia do Smoleńska, gdzie o godz. 16.00 (15.00 czasu polskiego) z asystą polskich żołnierzy rozpoczną się uroczystości związane z 6. rocznicą katastrofy Tu-154M. Podczas ceremonii przemówienie ma wygłosić Anna Maria Anders. Na rocznicę katastrofy smoleńskiej przyjechali m.in. bliscy Andrzeja Michalaka, technika pokładowego z Tu-154M. "Osierocił synka, gdy miał pół roku, dziś przywiozłem laurkę od niego" - mówił jego teść Wojciech Puśledzki. "Ciężko mówić. Bardzo boli" - dodał. "Szliśmy tą alejką, jak dzisiaj idziemy, była mgła. Nagle ktoś szeptem powiedział, że samolot się rozbił. Wiedzieliśmy, że były dwa z Polski, ale nie myśleliśmy, że któryś z nich. Wszystko było zamglone. Później wszyscy już tylko płakali" - wspominała 10 kwietnia 2010 r. Marta Krzyształowicz, która na grób dziadka do Katynia przyjechała z mamą i córką. Jej matka, 85-letnia Jadwiga Krzyształowicz, która porusza się na wózku inwalidzkim, podkreśliła, że dla niej ważne jest, by także młode pokolenie poznało historię rodziny, "żeby pamięć nie zginęła". "Tu leży mój tata zamordowany w 1940 r. i tak tu jeździmy, ja już trzeci raz, wnuczka 13-letnia - pierwszy raz" - powiedziała. Wspominała też: "Najpierw szukaliśmy taty wszędzie, pisaliśmy do Ameryki, myśleliśmy, że to Niemcy zamordowali. Dopiero dowiedzieliśmy się, że tu został zamordowany, rozstrzelany. Przeżyłyśmy to strasznie". Wiosną 1940 r., wykonując uchwałę Biura Politycznego KC WKP(b) z 5 marca 1940 r., sowiecka policja polityczna - NKWD ZSRR - zamordowała blisko 22 tys. obywateli Rzeczypospolitej. Było wśród nich 14,5 tys. jeńców wojennych - oficerów i policjantów - z obozów w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie oraz 7,3 tys. więźniów aresztowanych w okupowanej przez ZSRR wschodniej części Polski.Oficerów z obozu kozielskiego rozstrzelano w Katyniu, tych ze Starobielska - w Charkowie, natomiast policjantów z Ostaszkowa - w Kalininie. Egzekucję więźniów przeprowadzono w więzieniach w Mińsku, Kijowie, Charkowie i Chersoniu. Władze ZSRR postanowiły zgładzić tysiące bezbronnych jeńców, ponieważ nie ulegli oni prowadzonej wobec nich propagandzie i pozostali żarliwymi patriotami, gotowymi walczyć z sowieckim okupantem o wolną Polskę. 10 kwietnia 2010 r. doszło do katastrofy Tu-154M, którym na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej, leciała polska delegacja z prezydentem Lechem Kaczyńskim na czele. Zginęło w sumie 96 osób - m.in. prezydencka para, ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, przedstawiciele polskich elit politycznych, wojskowych i kościelnych oraz środowisk pielęgnujących pamięć o zbrodni katyńskiej. Z Katynia Patrycja Rojek-Socha