KE obliczyła, że w obozach w Syrii przebywa obecnie około 20 tysięcy osób. Nie podała konkretnej liczby imigrantów, którzy nielegalnie przypłynęli do Europy. W tym przypadku Polska ma ich natomiast przyjąć ponad 5 procent. Przy założeniu, że ta liczba uchodźców również wynosi 20 tysięcy - jak szacowano w kuluarach - Polska będzie musiała przyjąć około 1200 osób. Liczby te mogą także nieco wzrosnąć z powodu możliwości tzw. opt-out, czyli wyłączenia, które przysługuje trzem krajom: Wielkiej Brytanii, Irlandii i Danii. Oznacza to, że pozostałych 25 państw będzie musiało podzielić między siebie dodatkowo 3 tysiące uchodźców przypadających w sumie na te trzy kraje. Bruksela swoje wyliczenia opiera na czterech obiektywnych kryteriach: liczbie mieszkańców, liczbie azylantów już obecnych w danym kraju, stopie bezrobocia oraz PKB kraju. Osobista decyzja Junckera Decyzja w tej sprawie została podjęta mimo oporu takich krajów, jak Polska czy Wielka Brytania. Szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker osobiście dopilnował, żeby limity na uchodźców były obowiązkowe. "Utworzymy system kwot, który nam umożliwi rozmieszczenie uchodźców w sposób bardziej zrównoważony i solidarny" - mówił. W specjalnym nagraniu wideo na tle statystyk szef Komisji tłumaczy, że takie kraje jak Niemcy czy Szwecja przyjmują najwięcej uchodźców. Mówi, że małe kraje mają w przeliczeniu na mieszkańca więcej uchodźców niż duże. To bezpośrednia aluzja do Polski, która - jak wynika z prezentowanych statystyk - przyjmuje mniej uchodźców niż np. Czechy czy Cypr, a 40 razy mniej niż Szwecja. Na niekorzyść Polski przemawia zwłaszcza liczba wniosków o azyl. Z unijnych statystyk wynika, że "presja imigracyjna" na Polskę jest niewielka. W zeszłym roku w Niemczech złożono ponad 200 tysięcy wniosków o azyl, a w Polsce tylko - 8 tysięcy. Także fakt, że jesteśmy dużym krajem - przemawia na naszą niekorzyści. W przeliczeniu na liczbę mieszkańców liczba uchodźców w naszym kraju jest - wręcz znikoma. Polska może się jedynie "bronić" swoim niskim PKB czy stopą bezrobocia. Argumentem może być także słaba infrastruktura, czyli słaba zdolność do absorpcji większej liczby uchodźców. Nasi dyplomaci będą używać argumentu o potencjalnym napływie uchodźców z Ukrainy w razie zaostrzenia się konfliktu z Rosją, jednak i oni nieoficjalnie przyznają, że jeśli chcemy liczyć na unijną solidarność w sprawach Ukrainy i ewentualnych ukraińskich uchodźców, to musimy teraz zgodzić się na azylantów z Afryki. Bruksela obiecuje wsparcie finansowe dla krajów przyjmujących uchodźców. Już w poniedziałek unijni szefowie dyplomacji będą po raz pierwszy omawiać propozycje Komisji. Można spodziewać się wielu głosów sprzeciwu, tym bardziej, że propozycja KE jest sprzeczna z decyzją szefów państw i rządów z kwietnia, którzy opowiedzieli się za dobrowolnością w tej sprawie. Będą konsultacje "To tylko propozycja" - tak o dokumencie mówi rzecznik resortu spraw wewnętrznych Małgorzata Woźniak. Jak dodaje - najpierw urzędnicy muszą się z nim zapoznać. Potem będą potrzebne konsultacje z różnymi ministerstwami - w tym z resortem pracy oraz MSZ. Rzecznik przekonuje też, że nie ma na razie rozstrzygnięć, ilu syryjskich uchodźców trafi do naszego kraju. Przypomina równocześnie, że pod koniec ubiegłego roku zgłosiliśmy w ramach pilotażu możliwość przyjęcia w polskich ośrodkach dla uchodźców do 100 osób, które uciekły z Syrii. Ten program ma ruszyć z początkiem przyszłego roku. (j.) Katarzyna Szymańska-Borginon Krzysztof Zasada