Klich mówił niedawno prasie, że wyjeżdża z Moskwy z niedosytem, a głównym problemem, który pojawił się w trakcie współpracy, jest kwalifikacja lotu do Smoleńska. W czwartek, po powrocie z Moskwy, powiedział, że lot ten, a właściwie ostatnia jego faza, była procedurą wojskową. - Takie jest stanowisko strony polskiej, nie tylko moje - zaznaczył. - Ostatnia faza - chodzi o samo podejście do lotniska. Bo lotnisko było wojskowe i trudno, żeby tam obowiązywały procedury cywilne, jak ich nad tym lotniskiem nie ma - tłumaczył Klich. Dodał, że za rozpoczęcie fazy wojskowej należy uznać moment "nawiązania łączności z lotniskiem". Według Klicha Rosjanie - w ramach pracy MAK - mają na temat statusu lotu inne zdanie "i mają to zawrzeć w raporcie". Klich wyjaśniał wcześniej, że jeśli przyjąć wersję rosyjską, iż był to lot cywilny, to całość odpowiedzialności spada na pilotów, którzy podejmują decyzję o lądowaniu, a wieża kontrolna ma obowiązek dostarczyć im komplet potrzebnych do tego informacji. Gdyby zaś zakwalifikować ten lot jako wojskowy, w grę wchodzi także odpowiedzialność kontrolerów. Wojskowy Prokurator Okręgowy w Warszawie płk Ireneusz Szeląg mówił w czwartek, że polska prokuratura nadal nie wie formalnie, czy był to lot cywilny, czy wojskowy. To jedno z kluczowych zagadnień, od którego będą zależały nasze decyzje - przyznał Szeląg. - Ustalenie statusu lotu to dla nas jedno z kluczowych zagadnień, od którego będą zależeć nasze decyzje - podkreślił i dodał, że ta kwestia jest przedmiotem jednego z polskich wniosków o pomoc prawną do strony rosyjskiej. Przed wyjazdem z Moskwy, w środę Klich przekazał szefowej Komitetu Tatianie Anodinej list z zastrzeżeniami strony polskiej. W sześciostronicowym liście napisano, że największe zastrzeżenia budzi brak w przekazanych dotąd dokumentach, dotyczących kwietniowej katastrofy samolotu Tu-154M pod Smoleńskiem, materiałów na temat lotniska Siewiernyj. Klich po raz kolejny interweniował także w sprawie niezabezpieczenia wraku samolotu na lotnisku w Smoleńsku. W katastrofie tupolewa pod Smoleńskiem 10 kwietnia zginęło 96 osób, w tym prezydent RP Lech Kaczyński i jego małżonka Maria. Polska delegacja leciała do Katynia na uroczystości upamiętniające 70. rocznicę mordu NKWD na polskich oficerach.