Jak przypomniał dr Jakub Żołnierek, ordynator Oddziału Onkologii w Europejskim Centrum Zdrowia w Otwocku, rak nerki jest nowotworem rzadkim, gdyż stanowi od 2 do 4 proc. wszystkich nowotworów złośliwych (w Polsce 3-4 proc.). Występuje głównie u mieszkańców krajów północnych; nieco częściej u mężczyzn i u mieszkańców miast. Zajmuje 10 miejsce na liście najczęstszych nowotworów złośliwych u kobiet i 9 miejsce - w przypadku mężczyzn. Najczęściej chorują osoby po 50 roku życia. - W ostatnich dekadach obserwuje się stały wzrost zachorowań, co wiąże się ze starzeniem się społeczeństw, zwiększoną ekspozycją na związki rakotwórcze oraz zastosowaniem lepszych technik rozpoznawania - USG, tomografia komputerowa, rezonans magnetyczny - powiedział dr Żołnierek. W rozwoju tego raka udział biorą zmiany genetyczne, ale ważną rolę odgrywają też czynniki środowiskowe, jak palenie tytoniu, otyłość, przewlekłe stosowanie doustnych leków przeciwbólowych oraz leków moczopędnych, ekspozycja na azbest, kadm i benzynę, dieta wysokobiałkowa i bogata w cholesterol, picie dużych ilości kawy, napromieniowanie oraz przewlekła dializoterapia. Jak podkreślił dr Żołnierek, w Polsce wraz ze wzrostem zachorowań rośnie też umieralność pacjentów z rakiem nerki. Według statystyk, wśród osób z nowo rozpoznanym rakiem nerki odnotowuje się aż 50 proc. zgonów. Według specjalisty, rak ten może być z powodzeniem wyleczony operacyjnie tylko wtedy jeśli zostanie wykryty wcześnie, zanim rozsieje się po organizmie. - Inaczej jest w stadium bardziej zaawansowanym, gdy powstaną przerzuty - rak ten jest bowiem oporny na konwencjonalne metody leczenia, czyli radioterapię i chemioterapię - wyjaśnił dr Żołnierek. Problemem jest również to, że rak nerki nie jest jednolitą chorobą - istnieje kilka rodzajów tego nowotworu, z których każdy ma inne podłoże i inną wrażliwość na leczenie - podkreślił prof. Cezary Szczylik, kierownik Kliniki Onkologii w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie. - Dlatego w raku nerki powinno się stosować wiele leków. Tymczasem w Polsce refundowany jest tylko jeden - interferon alfa. W ten sposób Ministerstwo Zdrowia oraz Narodowy Fundusz Zdrowia ograniczają kompetencje lekarzy onkologów, zmuszają ich do złej praktyki klinicznej i do popełniania błędów w terapii - podkreślił prof. Szczylik. Specjalista przypomniał, że tzw. immunoterapia, czyli interferon alfa (IFN-alfa) oraz interleukina 2, zostały wprowadzone do leczenia raka nerki w latach 90. Choć leki te mogą u 2-5 proc. pacjentów doprowadzić do całkowitego wyleczenia, to mają dużą toksyczność. Poza tym IFN-alfa może działać tylko na jeden typ raka nerki i aż 85 proc. chorych nie odnosi korzyści z takiej terapii. - Refundowanie tylko tego leku jest nieporozumieniem i oznacza wyrzucenie kilku milionów złotych rocznie w błoto. A pieniądze te można by zupełnie spokojnie wydawać na leki, które są efektywne - podkreślił specjalista. Przypomniał, że obecnie dostępnych jest wiele leków nowej generacji, które działają bezpośrednio na procesy prowadzące do wzrostu raka nerki. Chodzi tu głównie o proces angiogenezy, czyli powstawania nowych naczyń krwionośnych, które odżywiają guza i umożliwiają mu tworzenie przerzutów. Leki nowej generacji niemal dwukrotnie wydłużają przeżycie pacjentów z rakiem nerki, mają znacznie mniej działań ubocznych i poprawiają komfort życia chorego. Należą do nich m.in. sorafenib, sunitinib, bevacizumab, temsirolimus czy everolimus. - Leki te nie prowadzą wprawdzie do wyleczenia raka nerki, ale pozwalają pacjentowi żyć z nim tak, jak się żyje z chorobą przewlekłą. Aż 80 proc. chorych odnosi korzyść z ich podania - podkreślił prof. Szczylik. Niestety polscy pacjenci z rakiem nerki nie mają do nich prawie żadnego dostępu. Jedyną szansę na skorzystanie z nowoczesnych terapii stwarza udział w badaniach klinicznych. - Mamy dobre podstawy naukowe do tego, aby każdy z tych leków znalazł się na liście refundacyjnej. Decyzja MZ i NFZ przypomina trochę planową eksterminację chorych na raka nerki - ubolewał prof. Szczylik.