Poinformował o tym polskich dziennikarzy w Moskwie podpułkownik Karol Kopczyk, przedstawiciel Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, która prowadzi śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej. Kopczyk podał, że towarzyszy mu sześciu biegłych i że wkrótce do grupy tej dołączy jeszcze jeden ekspert. Wojskowy prokurator przekazał, że 4 i 5 marca biegli będą pracować na lotnisku w Smoleńsku. Zakończenie misji planowane jest na 8 marca. Podczas swojego grudniowego pobytu w Moskwie ppłk Kopczyk informował, że brzoza z miejsca katastrofy została zabezpieczona - znajduje się w Komitecie Śledczym Federacji Rosyjskiej. "Jest zabezpieczona w takiej formie, w jakiej prosiła strona polska" - zaznaczył wtedy. Obecnie Kopczyk wyjaśnił, że badanie brzozy zostało podzielone na kilka etapów. "Pierwszy będzie polegał na dokładnym zmierzeniu i sfotografowaniu tych elementów, które zostały zabezpieczone przez specjalistów w mojej obecności w październiku ubiegłego roku. Kolejny etap to wykonanie odlewów silikonowych wszelkich ułamań i śladów darcia, które znajdują się na tych zabezpieczonych elementach drzewa. Trzecim etapem będzie wyciągnięcie znajdujących się w tych zabezpieczonych elementach drzewa fragmentów metalowych różnej wielkości. Następnie zostaną one poddane badaniom" - powiedział. - Chcemy uzyskać odpowiedzi na kilka pytań. Pierwsze - to określenie, jakie siły działały na to drzewo, które zostało zabezpieczone. Drugie - określenie, czy elementy, które znajdują się w zabezpieczonych kawałkach drzewa, pochodzą z samolotu TU-154M nr boczny 101. Trzecie - określenie, w jaki sposób, w wyniku działania jakich sił te fragmenty metalowe znalazły się w drzewie - oświadczył prokurator. Kopczyk wyjaśnił także, iż celem wyjazdu biegłych do Smoleńska będzie pobranie próbek referencyjnych. - Czyli próbek, na podstawie których eksperci z zakresu mechanoskopii i metaloznawstwa określą następnie, czy elementy tkwiące w zabezpieczonym drzewie pochodzą z tego samolotu, czy też nie pochodzą z niego - powiedział. Sprecyzował, że chodzi o pobranie kilku bądź kilkunastu próbek ze skrzydła Tu-154M znajdującego się na lotnisku w Smoleńsku. Prokurator nie potrafił powiedzieć, jak długo potrwają badania. - To wszystko zależy od pracy biegłych i wielkości elementów, które zostaną zabezpieczone. Ze zdjęć rentgenowskich, które wykonaliśmy w ubiegłym roku, wynika, że są one różnej wielkości - od kilku milimetrów do dwóch-trzech centymetrów. Rzeczywistą wielkość poznamy dopiero w momencie ich wydobycia - zauważył. Kopczyk oznajmił również, że to, iż dopiero teraz przystąpiono do badania tego aspektu katastrofy, wynika z przyjętej metodyki. - Jest plan śledztwa. Do dyspozycji mamy różne dowody. W momencie, gdy dochodzimy do wniosku, że pewne dowody są niewystarczające, korzystamy z innych dowodów - wskazał. Prokurator oświadczył też, że strona polska nie rozważała jeszcze kwestii, czy będzie chciała sprowadzić do Polski zabezpieczone drzewo. - Myślę, że dopiero badania, które przeprowadzą eksperci, wykażą, czy brzozę należy przewozić do Polski, czy też potrzeby takiej nie będzie - powiedział. Wcześniej rzecznik prasowy Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk Zbigniew Rzepa przekazał, że "z uwagi na charakter tego dowodu, jego niepodzielność, badanie będzie prowadzone wspólnie, przez polskich i rosyjskich biegłych". Podał także, iż uzgodnienia dotyczące przeprowadzenia tych wspólnych badań zakończono w styczniu oraz że stronie rosyjskiej przekazany został wykaz urządzeń koniecznych do ich przeprowadzenia. Kilka dni temu NPW poinformowała, że brzoza, w którą 10 kwietnia 2010 r. uderzył polski Tu-154M, została przełamana na wysokości około 666 cm, licząc od poziomu podłoża, a nie, jak wcześniej omyłkowo podano, około 770 cm. Dodała, że drzewo "zostało przełamane w sposób nieregularny".