- Właśnie przekraczamy granicę polsko-białoruską. Jutro rozpoczną się pierwsze nasze prace na miejscu upadku samolotu - poinformowała dr Anna Zalewska, archeolog z UMCS, która znalazła się w 12-osobowej grupie ekspertów mających zbadać teren, gdzie rozbił się Tu-154. - W pierwszych dniach zostaną wykonane prace pomiarowe: powstanie siatka geodezyjna i trójwymiarowa mapa stanowiska. Potem rozpoczną się intensywne prospekcje powierzchniowe, czyli dokumentowanie wszystkiego, co jeszcze zalega na powierzchni - poinformował dyrektor Instytutu Archeologii i Etnologii PAN prof. Andrzej Buko, który pełni funkcję szefa zespołu archeologów. Według niego, zakres prac obejmie dokładne przeszukanie powierzchni terenu, prospekcję z użyciem wykrywaczy metali oraz wykonanie planigrafii i dokumentacji znalezisk. Na miejscu zostanie założona siatka geodezyjna, która pozwoli z dokładnością do 1 centymetra przeszukać miejsce nie tylko bezpośredniego upadku samolotu, ale także jego dalsze obrzeża. Nie będą prowadzone wykopaliska. Buko podkreślił też, że charakter prac będzie zależał od warunków pogodowych. - Gdyby spadła np. 10 centymetrowa warstwa śniegu i stężała, to byłoby tak, jakbyśmy w gęstej mgle próbowali opisać jak wygląda Giewont - tłumaczył. - Na szczęście pogoda jest jak na razie sprzyjająca. Będziemy starali się jak najwięcej tej pracy wykonać do końca tygodnia, licząc się z tym, że pogoda później może nam pokrzyżować prace - dodał. Prace polskich specjalistów mają potrwać do 27 października. Raport o wynikach prac ma być przedstawiony polskiej prokuraturze w drugiej połowie listopada. Uzupełniające oględziny miejsca katastrofy mają na celu - jak napisano we wniosku wojskowej prokuratury do Rosjan - "odnalezienie ewentualnych pozostałych szczątków ofiar, fragmentów samolotu, jego wyposażenia oraz ruchomości należących do osób znajdujących się na pokładzie".