Zdaniem organizatorów przed siedzibą prezydenta USA zebrało się od 150 do 300 osób. Przybyli z flagami polskimi i amerykańskimi m.in. ze stanów New Jersey, Nowy Jork, Pensylwania, Maryland i Wirginia. "Brońcie Polski teraz, brońcie Bałtów teraz, brońcie Rumunii teraz, pomóżcie Ukrainie teraz" - skandowali. Organizatorami manifestacji byli aktywiści zrzeszeni w grupie "Americans for Security in Central and Eastern Europe". W jej skład wchodzą członkowie Federation of Polish Americans, która odegrała konstruktywną rolę w staraniach o wejście Polski do NATO, oraz oddziały stanowe Kongresu Polonii Amerykańskiej (KPA) z New Jersey, Michigan, Massachusetts, Florydy i w Kalifornii. Organizatorzy uzasadniali swą akcję niepokojem, że Rosja koncentruje coraz większe siły na granicach obwodu kaliningradzkiego z Polską, a także ze swoimi bałtyckimi sąsiadami. Przypomnieli o agresji Rosji na Gruzję i aneksji Krymu oraz podkreślali, że podczas manewrów ZAPAD w 2013 roku Rosjanie ćwiczyli aspekty niespodziewanego ataku na Polskę i kraje bałtyckie. Podczas demonstracji zwołanej przed lipcowym szczytem NATO w Warszawie odwoływano się do rezolucji krajowej Rady Dyrektorów KPA z 2014 roku. Jak powiedział PAP koordynator sobotnich wydarzeń Roman Korzan, w rezolucji domagano się znaczącej i trwałej militarnej obecności USA w Polsce i utworzenia tam baz NATO. Korzan poinformował, że podobne demonstracje zaplanowano w Chicago, Los Angeles oraz w Michigan. W swym wystąpieniu zauważył, że w związku z potencjalnym niebezpieczeństwem ze strony Rosji konieczne jest silniejsze zaangażowanie USA w Europie, by zapewnić pokój na Starym Kontynencie i na świecie. "Sankcje to za mało" Dale Denda z organizacji Potomac Foundation mówił do zgromadzonych, że "mieszane sygnały" wysyłane przez UE i NATO zachęcają ekipę prezydenta Rosji Władimira Putina do kontynuacji długofalowego planu podważania międzynarodowego porządku po zimnej wojnie. Mówca, który był aktywnie zaangażowany w wysiłki na rzecz rozszerzenia NATO, określił unijne sankcje wobec Kremla jako niewystarczające. Denda uznał je za dziedzictwo "Partnerstwa dla Pokoju z lat dziewięćdziesiątych, echo polityki, która ówczesnym nieczłonkowskim partnerom NATO, jak Polska, Węgry i Czechy, nie gwarantowała niczego prócz konsultacji". Denda postulował, by wzmocnić siły amerykańskie w Europie o minimum pięć brygad lądowych, kontyngent marynarki wojennej oraz dodatkowe siły lotnicze. W opinii przedstawiciela Potomac Foundation niedostateczna obecność NATO w Europie Wschodniej i Środkowej może być interpretowana błędnie przez Rosję jako brak determinacji do obrony sojuszników, w tym Litwy, Łotwy, Estonii i Polski. "Ta dynamika może zachwiać fundamentami pokoju i dobrobytu w Europie w wyniku ustaleń po II wojnie światowej, zagrażając wszystkim w przypadku nieobecności wojskowej USA w regionie. To zdecydowane rozmieszczenie (wojsk - PAP) musi się zacząć od Polski, największego państwa członkowskiego regionu, i musi być trwałe" - wskazał Denda. Podczas manifestacji głos zabrali też m.in. przedstawicielka krymskich Tatarów oraz reprezentanci organizacji z Ukrainy, Węgier i krajów bałtyckich. Mówili o sytuacji w swych krajach i przestrzegali przed niebezpieczeństwem ze strony Rosji. Zgromadzeni uczcili minutą ciszy ofiary inwazji w Gruzji, na Ukrainie oraz katastrofy smoleńskiej. Andrzej Dobrowolski