Po zakończeniu procedury zmiany rządu Platforma chce się skupić na kampanii samorządowej, następnie przyszłorocznych kampaniach: prezydenckiej i parlamentarnej. Partię czeka jednak jeszcze odejście jej dotychczasowego szefa - Donalda Tuska, który 1 grudnia obejmie stanowisko szefa Rady Europejskiej. Na konwencji partyjnej w listopadzie ma on złożyć rezygnację z kierowania Platformą. Do czasu wyłonienia nowych władz ugrupowania obowiązki szefa ma pełnić obecny pierwszy zastępca, czyli Ewa Kopacz. Niewykluczone, że w niedługim czasie może dojść też do zmiany na funkcji sekretarza generalnego PO - przewidują to w nieoficjalnych rozmowach niektórzy politycy PO, wskazując, że obecny sekretarz generalny Paweł Graś może zdecydować się na współpracę z Tuskiem w Brukseli. Padają już pierwsze nazwiska ewentualnego następcy - kilku polityków Platformy wskazało na lidera łódzkich struktur PO, ministra sportu Andrzeja Biernata. Inni rozmówcy PAP są jednak zdania, że Kopacz może zaproponować kandydaturę jakiegoś bliższego sobie polityka. Zmiana na funkcji sekretarza generalnego, który nadzoruje partyjne struktury, miałaby nastąpić po wyborach samorządowych. Zdaniem polityków PO optymalny termin wyborów nowych władz partii, w tym nowego szefa, to koniec 2015 lub początek 2016 r., już po tym jak ukształtują się przyszły parlament i rząd. Rozmówcy PAP wskazują czterech potencjalnych pretendentów do fotela przewodniczącego - oprócz Ewy Kopacz, także nowego ministra spraw zagranicznych Grzegorza Schetynę, wybranego w ubiegły tygodniu na marszałka Sejmu b. szefa MSZ Radosława Sikorskiego, a także ministra sprawiedliwości Cezarego Grabarczyka. - Dzisiaj trudno mówić kto będzie liderem Platformy za rok. Jeżeli wygramy tegoroczne wybory samorządowe i przyszłoroczne parlamentarne, to zwycięstwo najbardziej wzmocni Ewę Kopacz i to ona oczywiście będzie najbardziej naturalnym kandydatem na przewodniczącego - podkreśla w rozmowie z PAP minister w kancelarii premiera Małgorzata Kidawa-Błońska. Schetyna już na początku września zapowiedział zamiar ubiegania się o przewodnictwo w partii. Początkowo optował za tym, by wybory wewnętrzne odbyły się niedługo po wyborach samorządowych. Później zmienił jednak zdanie i opowiedział się za terminem po przyszłorocznych, jesiennych wyborach do Sejmu i Senatu. Grabarczyk pytany przez PAP o ewentualny start na szefa PO zadeklarował, że będzie popierał obecną premier. Politycy Platformy jako dwóch najsilniejszych graczy wskazują Schetynę i Grabarczyka, choć zastrzegają, że sytuacja w partii jest obecnie tak dynamiczna, że wkrótce układ ten może się zmienić. - Do niedawna wydawało się, że to Grabarczyk ma najlepiej poukładane środowisko, ale po tym jak zwolnił wiceministra Królikowskiego, wykonując tym samym gest w kierunku środowisk lewicowych, trudno przewidzieć jak zareagują na to jego partyjni zwolennicy, z których wielu to zdeklarowani konserwatyści - zastanawia się jeden z parlamentarzystów. Zakończenie współpracy w Michałem Królikowskim, znanym z konserwatywnych poglądów wiceministrem sprawiedliwości, to pierwsza decyzja Grabarczyka w resorcie. Minister tłumaczył, że powodem nie były poglądy wiceszefa resortu, a odmienne spojrzenie na kwestię wprowadzenia reformy procedury karnej, która ogranicza w procesie karnym rolę sądu, a zwiększa rolę stron. Zmiany mają wejść w życie w lipcu przyszłego roku. Grabarczyk uchodzi w partii za lidera tzw. spółdzielni czyli sojuszu kilku obecnych lub byłych liderów struktur regionalnych partii, którzy od lat wspierali Donalda Tuska, a obecnie Ewę Kopacz. Spółdzielnia stanowiła też przeciwwagę dla frakcji Grzegorza Schetyny, z którą toczyła walkę o wpływy w strukturach partyjnych. Obecnie zalicza się do nich między innymi: szefa łódzkiej PO, zarazem bliskiego współpracownika Grabarczyka w regionie, ministra sportu Andrzeja Biernata, lidera kujawsko-pomorskiej Platformy Tomasza Lenza, b. przewodniczącego lubelskiej PO Stanisława Żmijana, czy kierującego partią na Podkarpaciu wiceministra infrastruktury i rozwoju Zbigniewa Rynasiewicza. Z Grabarczykiem sympatyzuje ponadto b. przewodniczący małopolskiej PO Ireneusz Raś. Część z tych polityków jest znana z konserwatywnych przekonań - w przeszłości głosowała w Sejmie za zaostrzeniem przepisów aborcyjnych czy przeciwko ustawom o związkach partnerskich. Zdaniem polityków PO najwięcej po odejściu Tuska zyskał Schetyna, który do tej pory uchodził za jego głównego partyjnego oponenta. Obecny szef MSZ to niegdyś jeden z najbliższych współpracowników ustępującego lidera PO, sekretarz generalny partii, później pierwszy wiceprzewodniczący. W pierwszym rządzie Tuska był szefem MSWiA, następnie przewodniczącym klubu PO i marszałkiem Sejmu. Relacje obu polityków popsuły się po tzw. aferze hazardowej w 2009 roku, kiedy decyzją ówczesnego premiera Schetyna odszedł z rządu. W ciągu następnych lat, Schetyna stracił wszystkie funkcje w partii - obecnie jest poza zarządem krajowym, a jego macierzystym regionem, Dolnym Śląskiem, od zeszłego roku kieruje stronnik Tuska, Jacek Protasiewicz. - Stanowisko ministra spraw zagranicznych bardzo wzmacnia Schetynę i nie wykluczam, że to on może wygrać następne wybory przewodniczącego. Trzeba pamiętać, że wybory te są bezpośrednie, prawo głosu mają wszyscy członkowie partii, więc tu jest wszystko możliwe - wskazuje w rozmowie z PAP polityk związany z rządem. Rozmówcy PAP są jednak zgodni, że ewentualna dalsza pozycja Schetyny będzie jednak zależała od tego jak poradzi sobie w resorcie. - To prawda, że teraz jego rola wzrosła, ale bez przesady - tam nie ma zbyt wielu możliwości działania. Jako minister będzie dużo jeździł po świecie, nie będzie miał gdzie i kiedy budować zaplecza - dodaje jeden z partyjnych przeciwników szefa MSZ. Schetynę wspiera kilku wpływowych polityków Platformy, w tym szef klubu i lider partii w Wielkopolsce Rafał Grupiński oraz kierujący regionem mazowieckim minister administracji i cyfryzacji Andrzej Halicki. Do grona bliskich współpracowników Schetyny zaliczany jest ponadto szef kampanii samorządowej PO Robert Tyszkiewicz, który przewodzi partii na Podlasiu. Drugim wygranym niedawnych zmian jest - według polityków Platformy - Radosław Sikorski, który jako marszałek Sejmu ma możliwości do tego, żeby gromadzić wokół siebie grono zwolenników. - Sikorskiemu do tej pory chyba nie zależało na tym, by utrzymywać jakiekolwiek relacje z posłami, ale zobaczymy, może teraz to się zmieni - stwierdza jeden z posłów PO. W ubiegły czwartek Sikorski wystąpił na posiedzeniu klubu PO w Sejmie i - jak relacjonowali PAP obecni tam parlamentarzyści - deklarował otwartość i chęć współpracy. - Obiecał, że będzie dostępny dla posłów, będzie spotykał się z nimi i bywał na posiedzeniach klubu - mówi jeden z członków prezydium tego klubu. Nowemu marszałkowi Sejmu rozmówcy PAP nie dają jednak póki co wielkich szans na zwycięstwo. - On uważa, że za nim wciąż stoi te 30 proc. z prawyborów prezydenckich, a po roku będzie miał jeszcze więcej - ironizuje w rozmowie z PAP jeden ze znanych polityków Platformy. Wiosną 2010 roku Sikorski zmierzył się z Bronisławem Komorowskim w partyjnych prawyborach, które miały wyłonić kandydata Platformy na prezydenta. Rywalizację wygrał obecny prezydent uzyskując wynik 68,5 proc.; na ówczesnego szefa MSZ wskazało 31,5 proc. partyjnych działaczy. Wówczas również członkowie partii głosowali korespondencyjnie. Rozmówcy PAP nie wykluczają przy tym, że przed wyborami wewnętrznymi może dojść do porozumień między czterema głównymi graczami, choć wskazują przede wszystkim na Schetynę i Grabarczyka. - Cała czwórka pewnie nie wystartuje, możliwe że zawiążą się jakieś sojusze np. Sikorski-Schetyna, Schetyna-Grabarczyk, albo Grabarczyk-Sikorski. Oczywiście na teraz wydaje się to mało prawdopodobne, ale jeszcze dwa tygodnie temu nie uwierzyłbym, że możliwe jest, by Schetyna wrócił do rządu - mówi PAP jeden z regionalnych liderów PO.