Zarząd Krajowy PO zdecydował w środę, że nie będzie powtórnych wyborów władz PO na Dolnym Śląsku. Szefowa świętokrzyskiej Platformy Marzena Okła-Drewnowicz poinformowała w czwartek w TOK FM, że podczas posiedzenia zarządu dwie osoby wstrzymały się od głosu: Grzegorz Schetyna i Rafał Grupiński. Zarząd jednomyślnie zawiesił też na trzy miesiące w prawach członków partii zarówno osoby, które nagrały rozmowy ujawnione przez "Newsweek", jak i te, które zostały nagrane.Europoseł Jacek Protasiewicz, nowy szef dolnośląskiej PO ocenił w czwartek w radiu ZET, że gdyby doszło do powtórzenia wyborów do władz partii w tym regionie, prawdopodobnie jego przewaga nad kontrkandydatem - Grzegorzem Schetyną, mogłaby być większa. "Trochę gorzkich słów" Protasiewicz nie uczestniczył posiedzeniu zarządu, ponieważ - jak wyjaśnił - do czasu rozstrzygnięcia kwestii wyborów na Dolnym Śląsku nie jest do tego uprawniony. Poinformował, że na ten temat rozmawiał z premierem Donaldem Tuskiem, który powiedział o "poważnej odpowiedzialności, by odbudować wizerunek PO na Dolnym Śląsku", ciążącej teraz na Protasiewiczu. Europoseł pytany, czy ujawnienie "taśm prawdy" było potrzebne Schetynie, odparł: - Mam nadzieję, że nie, ponieważ, jaki jest sens atakować formację, której jest się wiceprzewodniczącym. Jak dodał, będzie to wyjaśniał sąd koleżeński. Dopytywany, czy za sprawą "taśm" stoi Schetyna, Protasiewicz odpowiedział, że nie ma takiej wiedzy. Na uwagę, że mogło chodzić o doprowadzenie do powtórzenia wyborów na Dolnym Śląsku, polityk PO powiedział: - Zakładam, że gdyby były powtórzone, prawdopodobnie moja przewaga byłaby jeszcze większa. Logika tego zjazdu, który wielu ludzi mogło na żywo oglądać była taka, że im więcej było tajnego głosowania, tym lepszy był mój wynik. Pytany o przyszłość Schetyny jako wiceszefa partii Protasiewicz podkreślił, że będzie to decyzja listopadowej Rady Krajowej. - Trochę gorzkich słów padło na zarządzie krajowym. Wiceprzewodniczący powinien z większą troską myśleć o swojej organizacji - zaznaczył. Korupcja pod dywan? Szef wielkopolskiej PO, przewodniczący klubu Platformy Rafał Grupiński w Kontrwywiadzie RMF poinformował, że wstrzymał się od głosu w sprawie powtarzania wyborów na Dolnym Śląsku. - Nie dlatego, że uważam, iż to nie jest decyzja dobra. Bo jeśli większość z nas uznała, że taka ma być decyzja, to ja ją szanuję. Wstrzymałem się od głosu, bo mój pogląd był inny w tej sprawie - dodał. Jak podkreślił, decyzja o niepowtarzaniu wyborów na Dolnym Śląsku, "to nie jest zamiatanie korupcji pod dywan". - Po pierwsze, sąd koleżeński będzie tym się zajmował, po drugie, będziemy musieli sami to zbadać, po trzecie, zajęła się tym prokuratura. Na pewno będziemy wiedzieli, co tam się zdarzyło - zaznaczył. Grupiński mówił, że nie wie, kto stoi za nagraniami. - Uważam, że rzucanie jakichkolwiek podejrzeń na Schetynę w tej sprawie jest nie fair, dlatego, że w istocie on jest tutaj największym poszkodowanym właśnie dlatego, że takie podejrzenie były od razu przeciw niemu kierowane - powiedział szef klubu PO. Zapewnił, że na posiedzeniu zarządu partii "nie było mowy" o wyrzuceniu Schetyny z partii. - Nikt Schetyny nie zamierza wyrzucać z Platformy. Generalnie nie ma takiego problemu, żeby ktoś był wyrzucany z Platformy - powiedział. Dopytywany, skąd ma tę pewność, że nie nikt Schetyny nie chce wyrzucić powiedział: "tego rodzaju pomysły w sytuacji, kiedy zachodzi podejrzenie, że Grzegorz Schetyna przegrał wybory na Dolnym Śląsku przez to, że kupowano głosy delegatów, byłoby krokiem w odwrotną stronę niż powinno się działać". Kilka godzin szczerości Szef Łódzkiej Platformy Andrzej Biernat zapewnił w czwartek w TVP1, że podczas środowego posiedzenia zarządu partii nie wnosił o zawieszenie Schetyny w prawach jej członka. - Wczoraj Grzegorz tłumaczył, że nie ma nic wspólnego z całą tą historią. Na ile to będzie wiarygodne, pokażą działania Grzegorza wewnątrz partii - zaznaczył. Poseł dodał, że podczas zarządu politycy "zrzucili maski hipokrytów i takiej politycznej poprawności". - Mówiliśmy normalnym językiem, mówiliśmy do siebie, do przyjaciół, którzy biorą odpowiedzialność za to co mówią, za to co dzieje się w tym kraju. W związku z czym było to kilka godzin szczerości, być może bolesnej dla wielu, ale przynajmniej była to otwarta rozmowa - podkreślił. Biernat odnosząc się do decyzji o niepowtarzaniu wyborów na Dolnym Śląsku powiedział, iż nie ma powodów, aby je unieważniać. - Procedury demokratyczne zostały zachowane, była tajność głosowania, otwartość wyborów, nikt nikomu lufy do głowy nie przystawiał. Każdy miał możliwość tajnego zagłosowania w kabinie za kurtyną, tak jak to się dzieje w wyborach powszechnych. Tam nikt nie sprawdzał, czy ktoś jest namawiany, nienamawiany, tylko miał do wyboru kartkę z dwoma nazwiskami, nikt za nim nie stał i nie podpowiadał mu, co ma zrobić - mówił. Poseł pytany o przyszłość Schetyny jako wiceszefa PO powiedział też, że decyzja o przyszłości Schetyny, a także innych wiceprzewodniczących zapadnie podczas konwencji krajowej partii w listopadzie. Pytany, czy Schetyna ma szansę na powrót do rządu zauważył, że był on ministrem, wicepremierem "i z jakiegoś powodu tym wicepremierem i ministrem przestał być". - Premier obdarzył tymi funkcjami innych polityków, w związku z czym nie widzę powodu, aby nagle Schetyna miał wrócić do rządu tylko dlatego, że jakieś zamieszanie w jego regionie się pojawiło - stwierdził Biernat. Nagrania W poniedziałek "Newsweek" opublikował nagranie rozmowy z kulisów zjazdu PO na Dolnym Śląsku; według tego nagrania poseł Wojnarowski, zwolennik Protasiewicza obiecywał jednemu z delegatów, Edwardowi Klimce załatwienie stanowiska w KGHM - w zamian za oddanie głosu na Protasiewicza. Wojnarowski zaprzeczył w środę, by proponował pracę Klimce, powołując się na wpływy Protasiewicza. Jak twierdził, opublikowany tekst został "wyrwany z kontekstu". W środę "Newsweek" opublikował kolejne nagranie, tym razem film. Według informacji tygodnika poseł Jaros i radny z Polkowic Tomasz Borkowski mieli namawiać delegata do głosowania na Protasiewicza, a w zamian sugerować, że działacz mógłby trafić do rady nadzorczej jednej z państwowych spółek. Według "Newsweeka" delegatem, którego namawiano do poparcia Protasiewicza, jest Paweł Frost, szef koła PO w Legnicy i tamtejszy radny, z zawodu tłumacz przysięgły, zwolennik Schetyny. FORUM: Tak internet kpi ze skandalu w PO