Jarosław Kalinowski z PSL zaznaczył, że sam pomysł jest dobry i "ma szanse nie pogorszyć sytuacji demograficznej". Wyraził jednak wątpliwości, czy w państwowej kasie znajdą się środki na jego realizację. Jego zdaniem, z obecnego budżetu nie da się "wycisnąć" nic więcej. Joanna Scheuring-Wielgus z Nowoczesnej krytycznie oceniła projekt, który jej zdaniem wcale nie przyczyni się do wzrostu dzietności. Jak mówiła, pojawia się w nim wiele niejasności, a pomagać trzeba w pierwszej kolejności tym, którzy tego naprawdę potrzebują, a nie wypłacać pieniądze wszystkim. W odpowiedzi Mariusz Błaszczak z PiS przekonywał, że program jest jasny, klarowny i nie był zmieniany, a jego założenia zostały przedstawione w kampanii wyborczej. Jak zaznaczył, takie rozwiązania są z powodzeniem realizowane na Zachodzie, na przykład w Wielkiej Brytanii. Błaszczak podkreślił, że właśnie ze względu na te świadczenia Polacy, którzy wyjechali na Wyspy, mają więcej dzieci niż ci, którzy mieszkają w kraju. "Platforma będzie patrzyła PiS na ręce i sprawdzać" Z kolei Rafał Grupiński z PO wskazywał, że w dłuższym okresie program "500 złotych na dziecko" może być znacznym obciążeniem dla budżetu, bo jeśli świadczenia będą rzeczywiście wypłacane do 18. roku życia, to będą to "ogromne koszty". Zapowiedział, że jego partia będzie patrzyła PiS-owi na ręce i sprawdzała, skąd pochodzą środki na realizację programu. Szefowa Kancelarii Prezydenta Małgorzata Sadurska zaznaczyła natomiast, że prezydent Andrzej Duda przychylnym okiem patrzy na projekt. Jak przypomniała, Duda jeszcze w kampanii wyborczej podkreślał, że takie wsparcie dla rodzin w obecnej sytuacji jest bardzo potrzebne. - Szczególnie teraz, gdy kilkaset tysięcy dzieci żyje w skrajnej biedzie - dodała. Według projektu, biedniejsze rodziny będą otrzymywały 500 złotych na każde dziecko, a te lepiej sytuowane - na drugie i kolejne. Świadczenie ma być wypłacane co miesiąc do momentu ukończenia przez dziecko 18. roku życia.