Donald Tusk nie odrobił lekcji z rządzenia - grzmi w ostatnich dniach były członek PiS-u Ludwik Dorn, recenzując poczynania rządu podczas powodzi. Jarosław Kaczyński nawołuje do solidarności, podkreśla, że trzeba wspomóc tych wszystkich, którzy ponieśli straty. Jedzie nawet w jedno z zalanych miejsc. Jednak gdy politycy PiS sami byli u władzy, także w ich wykonaniu "odrabianie lekcji z rządzenia" pozostawiało wiele do życzenia. "Nie da się zrobić koryta" Przypominamy: 6 sierpnia 2006, zalane zostają Piechowice. Minister w rządzie Jarosława Kaczyńskiego oświadcza, że winni są mieszkańcy i samorządowcy. Ci pierwsi, bo budują domy bez zezwolenia na terenach zalewowych, ci drudzy, bo nieroztropnie takie pozwolenia wydają. Ówczesny premier nie protestuje. Dzień później kamery towarzyszące Dornowi w Piechowicach rejestrują scenę, kiedy jedna z mieszkanek prosi o pomoc. PiS-owski wicepremier przechodzi obok. Premier nie reaguje. Nie reaguje również wtedy, gdy jego minister ignoruje pytania i skargi powodzian. Dzisiejszy spec od zabezpieczeń powodziowych oświadcza jeszcze, że "nie da się zrobić koryta od Śnieżki do Bałtyku", po czym szybko odjeżdża swą limuzyną na sygnale. A Jarosław Kaczyński milczy. Komorowski i stan klęski Zdaniem Donalda Tuska obecna powódź jest wyraźnie większa i groźniejsza niż ta z 1997 roku. Ani premier jednak, ani członkowie rządu, ani Bronisław Komorowski nie widzą potrzeby wprowadzania na objętych powodzią terenach stanu klęski żywiołowej. Przypominamy więc sejmowe wystąpienie Bronisława Komorowskiego z 16 lipca 1997 roku. W debacie nad informacją rządu Włodzimierza Cimoszewicza na temat działań w sprawie "powodzi stulecia" ówczesny poseł opozycji nie miał wątpliwości. - Jeśli istnieją instrumenty prawne, które stwarzają przynajmniej szansę na to, że ludzie będą się czuli zabezpieczeni, że ktoś w sposób nadzwyczajny działa, a tego oczekiwano w Polsce, to należało z takich instrumentów skorzystać. Jeśli na dodatek stwarzają one realną szansę skuteczniejszego zarządzania niektórymi obszarami, tym bardziej należało z tego skorzystać. Nie wolno się bać prawa stworzonego w innych warunkach politycznych, do innych spraw powołanego - i diabeł może nosić cegłę na budowę kościoła. W moim przekonaniu nawet wprowadzenie godziny policyjnej mogło uchronić obszary objęte ewakuacją przed grabieżą, przed szabrownictwem - mówił wówczas Komorowski. "Rząd musiałby wziąć odpowiedzialność" Obecny marszałek Sejmu zastanawiał się też, skąd niechęć rządzących wówczas polityków SLD do stosowania przepisów o stanach nadzwyczajnych. - Myślę, że to jest trochę tak, że z przepisów stanu wyjątkowego na pewno by wynikało jedno: wzięcie pełnej odpowiedzialności przez administrację państwową, rząd za to, co się dzieje na terenach objętych klęską powodzi - twierdził.