Eksperci oceniają, że o ile sama chęć uczestniczenia posłów PiS - w ramach zespołu - w wyjaśnianiu okoliczności katastrofy, jest naturalna i zrozumiała, o tyle postawienie na czele zespołu Antoniego Macierewicza jest sygnałem, że zespół ma także wyraźny polityczny cel. - Jeżeli Jarosława Kaczyński stawia na czele tego zespołu Antoniego Macierewicza, to wiadomo, o co mu tak naprawdę chodzi. Wysyła jasny sygnał: nie chodzi o wyjaśnienie sprawy, ale o jej instrumentalizację i wykorzystanie dla celów czysto politycznych - powiedział w piątek PAP politolog z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, dr Tomasz Słupik. Jego zdaniem zespół pod kierownictwem Macierewicza służy m.in. temu, by "kwestię katastrofy wykorzystać jako nowy mit założycielski dla PiS-u, do zrobienia męczenników z prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego bliskich współpracowników". - Ten mit pewnie trafia do części elektoratu i mobilizuje go. I o to chodzi Kaczyńskiemu - ocenił politolog. Także dr Bartłomiej Biskup z Uniwersytetu Warszawskiego uważa, że osoba Macierewicza na czele zespołu każe zastanawiać się, na ile w jego pracach chodzi wyłącznie o wyjaśnienie sprawy katastrofy. - Postawienie na czele tego zespołu Antoniego Macierewicza jest sygnałem zaskakującym. To jest człowiek o jasno sprecyzowanych, twardych poglądach, które się jednym podobają, drugim nie; ale nie jest to raczej człowiek, który szukałby kompromisów, wyjaśnień. Przecież on zaczął formułować oceny jeszcze zanim zespół zaczął działać - powiedział PAP Biskup. - Myślę, że postawienie akurat tej osoby na czele zespołu nie jest wizerunkowo dobrym ruchem. Z jednej strony może jest to akceptowalne dla twardego elektoratu, z drugiej każe mieć wątpliwości, czy posłuży wyjaśnieniu sprawy przez ten zespół - dodał ekspert. Zdaniem Biskupa skupiający posłów PiS zespół to zrozumiała próba odreagowania przez nich związanych z katastrofą emocji i reakcja na brak wpływu na przebieg postępowań wyjaśniających katastrofę. To także - jak mówił - próba podtrzymania zainteresowania opinii publicznej tym tematem. - Cel podtrzymywania dyskursu publicznego wokół tego tematu mógłby być zrealizowany (...), natomiast już samo wykonanie o tym nie świadczy" - dodał Biskup, według którego ocena prac zespołu może zmierzać w kierunku znanym z określenia "chcieliśmy dobrze, a wyszło jak zwykle. Politolog podkreślił, że sama chęć powołania takiego zespołu przez parlamentarzystów PiS nie powinna dziwić, wobec - jak mówił - "słabo prowadzonej" polityki informacyjnej na temat wyjaśniania okoliczności katastrofy smoleńskiej. "Dzieje się tak dlatego, że przede wszystkim robi to prokuratura, która ma jeden z najgorszych +pijarów+ w Polsce; nie widzę spójnej metody informowania o tym śledztwie" - podsumował Biskup. Tomasz Słupik uważa, że powołanie zespołu pod kierownictwem Macierewicza politycznie może przynieść więcej korzyści Platformie Obywatelskiej niż PiS. Jak powiedział, stworzenie zespołu i powołanie Macierewicza na jego szefa to forma mobilizacji twardego elektoratu PiS i "swoiste odreagowanie" po złagodzeniu wizerunku Jarosława Kaczyńskiego w kampanii prezydenckiej, co - jak mówił - na pewno nie podobało się części "żelaznych" wyborców tej partii. - W dłuższej perspektywie, z perspektywy taktyki i strategii politycznej, Kaczyńskiemu na pewno nie opłaca się powrót do języka insynuacji, agresji, oskarżeń (...). Łagodniejszy ton i nowy wizerunek Kaczyńskiego przyniósł określony efekt wyborczy i polityczny, a zaraz po kampanii od razu zaczął się język nienawiści, niechęci. Trudno to interpretować - ocenił dr Słupik. Jego zdaniem, rosnące notowania PO w sondażach wskazują, że Platformie zależy na tym, by konflikt polityczny z PiS podgrzewać. "Powrót PiS-u do języka nienawiści nie służy PiS-owi, a paradoksalnie służy Platformie, przynajmniej w krótkiej perspektywie" - ocenił politolog. Według Słupika, trudno dziś przewidzieć, jaką taktykę PiS zastosuje w wyborach samorządowych i parlamentarnych. "Być może Kaczyński liczy na zmęczenie materiału, na kryzys, na niezadowolenie społeczne, które on będzie starał się dyskontować, ale na pewno nie uda mu się to w tym języku i nie tym sposobem" - uważa politolog.