- Jeśli analizujemy pozycję pani premier to rzeczywiście podkreśliła własne przywództwo, rolę i zdecydowanie, ale za tym kryje się również odpowiedzialność za wynik. Jeśli uznać, że układ list jest jej autorskim pomysłem, to również konsekwencje spadną na barki Ewy Kopacz - powiedziała PAP politolog Uniwersytetu Warszawskiego dr hab. Ewa Marciniak. Politolog z Uniwersytetu Łódzkiego dr Jacek Reginia-Zacharski podkreśla, że ostatnie "tarcia" w PO były próbą sił między "centralą a baronami czy strukturami regionalnymi". - Centrala utrzymała swój stan posiadania - podkreśla Reginia-Zacharski. Dr Marciniak zwraca uwagę, że jeśli wynik PO w wyborach będzie zły, to do gry o przywództwo w partii włączą się też inni politycy PO. Jednocześnie jej zdaniem, zmiany na listach wyborczych były niezbędne, "aby nie tracić na wizerunku partii, która reprezentuje umiarkowany elektorat, elektorat środka". - Zmiany były konieczne, bo część polityków, którzy byli na jedynkach, było uwikłanych w afery, byli to politycy skompromitowani. PO, aby pokazać, że jest partią odpowiedzialną, musiała dokonać takiego ruchu - oceniła dr Ewa Marciniak. - Bardzo często z ust polityków PO słyszy się - może niewypowiedziane wprost - ale przekonanie, że jest już to partia przegrana. Te działania uprawniają do wniosku, że w dalszym ciągu jest to partia, która chce uzyskać dobry wynik. Kompromitującym wynikiem byłby spadek poniżej 20 proc. - dodała politolog. Jednak zdaniem politologa z Uniwersytetu Łódzkiego, dokonywanymi zmianami PO nie buduje u swoich wyborców poczucia stabilności oferty. - Powstało wrażenie ruchów rozpaczliwych, dopychania się do jedynek. Zapewniania sobie miękkich lądowań. Przykładem jest sprawa z były ministrem sportu Andrzejem Biernatem, która wygląda też dwuznacznie, bo w ciągu kilku dni zmienił on kilka razy zdanie. W polityce PO na pewno nie ubywa chaosu. Dla większości wyborców nie do końca jest jasne o co chodzi w przepychankach na listach. Wrażenie jest takie, że są w tej partii ruchy nieracjonalne i potężne tarcia - opisał Reginia-Zacharski. W dodatku - dodał - istotna część osób, które pojawiły się na jedynkach to nazwiska dosyć mało rozpoznawalne, które będzie trzeba wyborcom w jakiś sposób przedstawić. Dla dr Marciniak największą niespodzianką na listach okazał się były sportowiec Szymon Ziółkowski startujący z Poznania, ale też rektor UŁ, prof. Włodzimierz Nykiel - jako jedynka w Łodzi. - To pokazuje, że PO sięga po różnorodne strategie. Z jednej strony Schetyna startuje w Kielcach, czyli regionie, który jest mu obcy. Z drugiej strony prof. Nykiel jest osobą, która zna region i jego potrzeby. Widać tu sięganie po różne strategie. Na jedynkach są osoby dobrze zakotwiczone w regionie, ale są też osoby, które będą pełniły rolę lokomotyw wyborczych - powiedziała dr Marciniak. W piątek zarząd PO przyjął listy wyborcze tej partii do Sejmu. Warszawską listę PO otwiera Ewa Kopacz; pod Warszawą jedynką jest marszałek Sejmu Małgorzata Kidawa-Błońska. Wicepremier, minister obrony Tomasz Siemoniak znalazł się na czele listy PO w Wałbrzychu, szef MSZ Grzegorz Schetyna - w Kielcach, a wiceszef MSZ ds. europejskich Rafał Trzaskowski - w Krakowie. Liderką listy wrocławskiej jest obecna senator PO Alicja Chybicka, gdyńskiej - koordynator ds. służb specjalnych Marek Biernacki, a łódzkiej - rektor UŁ, prof. Włodzimierz Nykiel. Minister zdrowia prof. Marian Zembala będzie otwierał listę PO w Katowicach, minister sportu Adam Korol - w Gdańsku, a rzecznik rządu Cezary Tomczyk - w Sieradzu. Liderem listy poznańskiej został młociarz, olimpijczyk Szymon Ziółkowski. Były minister zdrowia Bartosz Arłukowicz otrzymał ostatnie miejsce w Szczecinie.