W specjalnym oświadczeniu zarząd stowarzyszenia zapewnił, że nikt z jego członków nie podjął się przeprowadzenia takich badań. "Zarząd stowarzyszenia (...) z dezaprobatą i zdumieniem przyjmuje do wiadomości, że ktoś w tych warunkach podjął się wykonania takich badań" - napisał w imieniu zarządu stowarzyszenia prof. Jan Widacki. Badania nie mają sensu Nawiązał w ten sposób do środowych informacji właściciela biura detektywistycznego Krzysztofa Rutkowskiego, jakoby Katarzyna W., podejrzana m.in. o nieumyślne spowodowanie śmierci córki oraz jej mąż, mieli poddać się takiemu badaniu. Ostatecznie do tego nie doszło, bo Katarzyna W. opuściła męża i wyjechała z Łodzi, gdzie oboje od niedawna mieszkali, do Sosnowca. Zarząd Stowarzyszenia Poligraferów Polskich wskazał w swoim oświadczeniu, że badanie wariograficzne ma sens z zasady jedynie we wczesnych fazach śledztwa. "Wówczas prawidłowo wykonane badanie dostarcza dowodu o pewności porównywalnej z pewnością dowodów innych rutynowo stosowanych w śledztwie metod" - ocenił prof. Widacki. Jego zdaniem obecnie, gdy sprawa, której dotyczyłoby badanie, jest powszechnie znana, a jej bohaterowie wielokrotnie publicznie - także w mediach - wypowiadali się na temat faktów, o które mieliby teraz być pytani, badanie nie miałoby sensu, a jego wynik byłby bezwartościowy. "Wie o tym każdy, kto ma elementarne pojęcie o takich badaniach" - wskazał profesor. "Kodeks zabrania badania w takich warunkach" Członkowie rodziny W. byli już o tę sprawę wiele razy pytani - tak przez organy śledcze, jak i członków rodziny, dziennikarzy czy Rutkowskiego - sprawa głośna jest już od 2,5 miesiąca. Zarząd stowarzyszenia oświadczył, że "reguły sztuki i kodeks etyki poligrafera zabrania wykonywania badań w takich warunkach, tym bardziej, że ma to ewidentnie służyć wzbudzaniu sensacji i podtrzymywania napięcia społecznego, a nie dążeniu do prawdy". Poligraf (wariograf), zwany potocznie wykrywaczem kłamstw, to urządzenie rejestrujące wybrane procesy psychofizjologiczne organizmu. Przy spełnieniu określonych warunków pozwala ono na wnioskowanie o związku badanej osoby z wyjaśnianym zdarzeniem. Właściwie przeprowadzone badanie służy ocenie wiarygodności wypowiedzi badanej osoby. Badanie wariograficzne nie jest jednak traktowane jako dowód procesowy w sprawie karnej. W głośnej sprawie małej Madzi z Sosnowca wariograf pojawia się od samego początku. Jeszcze przed odnalezieniem ciała dziewczynki przeprowadzono badanie męża Katarzyny W., Bartłomieja, na zlecenie biura Rutkowskiego. Wówczas matka dziewczynki odmówiła uczestnictwa w badaniu, tłumacząc to złym stanem psychicznym. Nie wykluczają, że dziecko celowo pozbawiono życia Potem, już w trakcie prokuratorskiego śledztwa, Bartłomiej Waśniewski odmówił ponownego poddania się badaniu, tłumacząc m.in. że bierze leki psychotropowe. Później zadeklarował, że da się zbadać, jeżeli prokuratura przedstawi wyniki badania opinii publicznej, by uciąć wszelkie spekulacje. Nie ma informacji, czy w toku śledztwa prokuratury wariografem badano Katarzynę W. W lutym, po spędzeniu dwóch tygodni w areszcie, kobieta została zwolniona. Jest podejrzana o nieumyślne spowodowanie śmierci córeczki, powiadomienie o niepopełnionym przestępstwie (rzekome uprowadzenie Madzi) oraz tworzenie fałszywych dowodów (kierowanie śledztwa przeciwko rzekomemu porywaczowi). Grozi jej pięć lat więzienia. Prokuratura nadal nie wyklucza jednak, że dziewczynka została celowo pozbawiona życia oraz że brały w tym udział - co najmniej w ukryciu ciała dziecka - osoby trzecie. To jedna z hipotez, które wciąż są wyjaśniane. Według wersji podejrzanej Magda zmarła w wyniku nieszczęśliwego wypadku - miała wypaść matce z rąk i uderzyć o próg w mieszkaniu.