Przesłuchany w piątek cieszyński policjant kryminalny uczestniczył w postępowaniu dotyczącym Beaty Ch., oskarżonej o zamordowanie dziecka w Będzinie. Kobieta poprosiła go kiedyś o rozmowę i relacjonowała mu, że w trakcie pobytu w areszcie Katarzyna W. miała jej mówić, że udusiła swoje dziecko, a następnie zainscenizowała nieszczęśliwy wypadek. Policjant ten wcześniej w śledztwie złożył obszerniejsze zeznania - dotyczące zrelacjonowanej mu przez Beatę Ch. treści jej rozmów z Katarzyną W. Katarzyna W. miała szeroko opowiadać jej o okolicznościach zabójstwa swej córki, o zaangażowanych w nie osobach oraz o swoich motywacjach. Policjant w piątek podtrzymał treść odczytanych wcześniejszych zeznań. Obrońca Katarzyny W. mec. Arkadiusz Ludwiczek pytał go m.in. czy Beata Ch. zmieniała w postępowaniu dotyczącym swojej sprawy własną wersję wydarzeń. Policjant potwierdził. Sąd odebrał też zeznania znajomego męża Katarzyny W. Mateusza M., który w dniu upozorowania porwania dziewczynki spotkał się z Bartłomiejem W. Wcześniej tego dnia obaj umawiali się na wieczór przy komputerach. Wieczorem, gdy już się spotkali, słyszał rozmowę Bartłomieja W., który dzwonił do żony m.in. z pytaniem czy dotarła już do rodziców. Szczegółów już nie pamiętał. Potwierdził jednak w piątek wcześniejsze zeznania ze śledztwa m.in., że Bartłomiej W. po rozmowie z żoną bardzo zdenerwowany przekazał mu, że w drodze jego żona została napadnięta, a ich córki nie ma. Opowiadał wtedy również, jak wraz z jeszcze jednym znajomym pojechali na miejsce rzekomego porwania, a także zrelacjonował przebieg dalszych działań i poszukiwań dziecka. Mecenas Ludwiczek pytał go podczas rozprawy m.in. o szczegóły pierwszych chwil po rzekomym porwaniu, świadek ten jednak niewiele już pamiętał. Przed sądem stanął również 18-letni Mateusz K., który wraz z kolegą znalazł leżącą na alejce Katarzynę W. Opisywał, że leżała twarzą do ziemi, nie zauważył u niej obrażeń, była nieprzytomna. Obok był pusty wózek. Po odzyskaniu przytomności pytali ją, co się stało - nie bardzo pamiętała. Na pytanie, gdzie jest dziecko, przeraziła się i zaczęła pytać o to samo. Po przyjeździe karetki obaj nastolatkowie poszli do domów. Podczas piątkowej rozprawy sąd planuje przesłuchanie łącznie kilku świadków. Na wcześniejszych rozprawach odebrano już zeznania członków najbliższej rodziny, niektórych znajomych, kobiet współosadzonych z Katarzyną W., a także biegłych medycyny sądowej, którzy wydali opinię o przyczynie śmierci dziecka - wskazując, że było to gwałtowne uduszenie. Sąd 10 lipca przedłużył też oskarżonej areszt o trzy miesiące. Ocenił przy tym m.in., że w tym czasie realne jest zakończenie procesu. Sprawa Katarzyny W. zaczęła się 24 stycznia 2012 r., gdy policja przekazała mediom informację o zaginięciu półrocznej dziewczynki z Sosnowca. Według relacji matki dziecko miało zostać porwane z wózka w centrum miasta. Na początku lutego ciało dziecka znaleziono w zrujnowanym budynku w parku przy torach kolejowych w Sosnowcu. Zdaniem prokuratury Katarzyna W. 24 stycznia miała cisnąć dzieckiem o podłogę, a kiedy okazało się, że mimo to niemowlę przeżyło, dusić je przez kilka minut. Sama oskarżona twierdzi, że Magda zmarła na skutek wypadku. Według niej dziecko wypadło jej z rąk na podłogę i zmarło po kilku nieudanych próbach nabrania powietrza.