- A może była pijana, lubi romanse i się puszcza - dociekali mundurowi - Po co żyć przeszłością, niech lepiej pani wróci do domu i zajmie się narzeczonym - takie słowa kobieta miała usłyszeć od funkcjonariuszy. - Samego gwałtu nie pamiętam, bo podano mi jakiś narkotyk, chyba pigułkę gwałtu - mówi "Polsce" Magdalena J. - Przez trzy dni próbowałam zgłosić przestępstwo. Ale na komisariacie nie przyjęli go. Wysyłali mnie do psychiatry - skarży się. Wrocławianka usłyszała też, że "się puszcza", pytano ją, czy lubi romanse. Policjanci narzekali, że do jej sprawy "pół komendy trzeba by zaangażować". Dziwili się, że liczy na pomoc policji. - Po co kobieta składa zawiadomienie o gwałcie, skoro nic nie pamięta - pytali. Wszystko działo się w komisariacie policji Wrocław-Fabryczna w ubiegłym tygodniu. Relację potwierdza partner kobiety, który dwukrotnie towarzyszył jej podczas wizyt w komisariacie. Sprawa ruszyła z miejsca dopiero wtedy, kiedy Magdalena J. poskarżyła się Fundacji "Centrum Praw Kobiet". - Relacja pani Magdaleny jest typowa dla ofiary pigułki gwałtu - mówi psycholog Katarzyna Miłoszewska z fundacji. Pigułka powoduje wyłączenie świadomości na kilkanaście godzin i zanik pamięci. Po interwencji pracowników fundacji wrocławiankę przesłuchał prokurator. W sprawie postępowania policjantów z komisariatu kontrolę wszczęła komenda wojewódzka policji. Magdalena J. z Wrocławia spędzała wieczór w pubie ze znajomym. Potem na kilkanaście godzin straciła świadomość. Obudziła się w domu znajomego, w łóżku, rozebrana. Podejrzewa, że padła ofiara pigułki gwałtu, bo nie pamięta, co się z nią działo. Mówi, że ma tylko jakieś przebłyski, ale niczego konkretnego nie pamięta. - Pracowałam już z kilkoma osobami, które były ofiarami pigułki gwałtu - mówi Katarzyna Miłoszewska, psycholog z Centrum Praw Kobiet. - To charakterystyczne objawy. Ofiara nic nie pamięta. Mogą być tylko jakieś przebłyski świadomości - tłumaczy. Magdalena J. wróciła do do_mu i popełniła ogromny błąd: umyła się i poszła spać. Dopiero wieczorem ze swoim narzeczonym zgłosiła się na policję. - To, co się tam działo, to tragedia - opowiada narzeczony Magdaleny. - Nie przyjęli od nas zgłoszenia. Zainteresowali się jedynie tym, że Magda leczy się na depresję_- skarży się mężczyzna. Policjantka, z którą rozmawiała kobieta, wielokrotnie pytała, czy na pewno chce zgłosić przestępstwo. Sugerowała, że sprawa będzie się ciągnąć miesiącami. W końcu oświadczyła, że policja przyjmie zawiadomienie, tylko jeśli lekarz potwierdzi, że gwałt miał miejsce. Jednak lekarz nie potrafił wydać jednoznacznej opinii, bo kobieta wcześniej się umyła. Policjanci podyktowali więc Magdalenie treść oświadczenia, że nie składa wniosku o ściganie sprawcy. - Zadzwoniła do mnie zapłakana - opowiada narzeczony Magdaleny. - Policjant powiedział jej, że się puszcza i że na pewno się upiła. Szydził z niej. Wtedy pojechaliśmy na_policję razem. Rozmawialiśmy z jakimś oficerem. Mówił, że temat zna słabo i że nic w tej sprawie nie zrobili - mówi. Później Magdalena J. rozmawiała z policjantką. Ta wysłuchała relacji, ale zawiadomienia nie przyjęła. Poradziła, by zgłosić się do tej samej policjantki, z którą Magdalena rozmawiała przed dwoma dniami. Ofiara gwałtu trzeci raz próbowała więc zgłosić przestępstwo. Kolejny raz usłyszała, że skoro nic nie pamięta, to policja jej nie pomoże. Wtedy zgłosiła się do_Centrum Praw Kobiet. - Policja musi przyjąć zawiadomienie o przestępstwie, a potem sprawę wyjaśniać_- stanowczo podkreśla Małgorzata Klaus, rzeczniczka wrocławskiej prokuratury okręgowej. - Dopiero gdy informacje się nie potwierdzą, może odmówić wszczęcia śledztwa albo sprawę umorzyć. Po informacji "Polski" aferą zajęła się Komenda Wojewódzka Policji we Wrocławiu. - Nasze biuro kontroli analizuje postępowanie tych policjantów. Sprawę bada też pełnomocnik do spraw ochrony praw człowieka w komendzie wojewódzkiej - wyjaśnia rzecznik KWP we Wrocławiu Paweł Petrykowski. - Jeżeli stwierdzi nieprawidłowości, to wobec policjantów zostaną wyciągnięte surowe konsekwencje. Będzie też prokuratorskie śledztwo. Za niedopełnienie obowiązków grożą policjantom trzy lata więzienia. Pracownicy Centrum Praw Kobiet potwierdzają, że rośnie liczba skarg na policjantów. - Niedawno pisałyśmy skargę, że funkcjonariusze ignorują sprawę matki, nad którą znęca się syn - opowiada Katarzyna Miłoszewska z CPK. - Kobieta została mocno pobita. Z posiniaczoną twarzą została odesłana do innego komisariatu. Musiała tam pojechać tramwajem. Jednej z pań, która często prosiła o interwencje związane z przemocą, zagrozili, że obciążą ją kosztami, jak wezwie policję następnym razem. Wystarcza, że mąż dręczyciel był wobec nich grzeczny i i spokojnie opowiadał, jak żona sama zrobiła sobie krzywdę. Panie z grupy wsparcia radzą, by wzywać patrol policjantów z komendy miejskiej, bo zachowują się lepiej niż ci z komisariatów.