Proces Adama Z. oskarżonego o zabójstwo Ewy Tylman uznawany jest za jeden z najbardziej medialnych procesów ostatnich lat. Jego początek, w styczniu tego roku, relacjonowało ok. 60 dziennikarzy. Rozprawę chciały też transmitować ogólnopolskie stacje informacyjne, ale na to nie zgodził się sąd. Przekaz w TV odbywał się więc z kilkuminutowym opóźnieniem. Przedstawiciele mediów zapewnili sąd, że zagłuszane są m.in. nazwiska i dane odczytywane lub podawane w trakcie procesu, chroniony jest też wizerunek oskarżonego. Już w trakcie procesu pojawiły się jednak informacje, że część danych, które powinny pozostać nieujawnione, znalazły się na antenach stacji przekazujących obraz z sądu. W przekazie TVP Info dało się słyszeć m.in. niezagłuszone adresy rodziny oskarżonego, jego partnera, dziewczyny z czasów studenckich, świadków zamieszanych w sprawę lub tylko przewijających się przez nią oraz nazwiska rzekomo zastraszających go w śledztwie policjantów. Podobne błędy - choć na mniejszą skalę - pojawiły się w przekazie emitowanym przez inne stacje. Pytany w styczniu o sprawę przez wirtualnemedia.pl Samuel Pereira, p.o. szef serwisu tvp.info i zastępca kierownika redakcji publicystyki Telewizyjnej Agencji Informacyjnej, powiedział: "pierwszy raz słyszę, żeby sąd był tak wylewny w cytowaniu nazwisk". Policjanci zażądali od TVP Info odszkodowania. Reprezentujący ich adw. Marek Siudowski skierował do nadawcy żądanie wypłaty po 50. tys. zł odszkodowania. Jak podała w czwartek Gazeta Wyborcza, między funkcjonariuszami i telewizją doszło do zawarcia ugody. Na jej mocy każdy z funkcjonariuszy otrzymał po kilkanaście tys. zł odszkodowania za ujawnienie danych na wizji. Adw. Marek Siudowski oraz przedstawiciele wielkopolskiego związku zawodowego policjantów w rozmowie z PAP nie chcieli potwierdzić tych informacji ani skomentować sprawy.