- W nocy funkcjonariusze BOR zwrócili się do nas z prośbą o pomoc w przeniesieniu osób spod krzyża z uwagi na zabezpieczenie pirotechniczne, związane z obchodami święta Wojska Polskiego - powiedział rzecznik stołecznej policji Maciej Karczyński. Na miejsce sprowadzono policyjnych negocjatorów. - Prosiliśmy wielokrotnie, by osoby spod krzyża przeniosły się kilkanaście metrów dalej do wyznaczonego dla nich sektora. Niektóre usłuchały, kilka zdecydowanie odmówiło i oświadczyło, że zgadza się na rozwiązanie siłowe. Funkcjonariusze przenieśli te osoby na niewielką odległość od krzyża - powiedział rzecznik. Poinformował, że przeniesionych zostało kilka osób. Pozostałe same przeszły do wyznaczonego rejonu. Policjanci usunęli spod krzyża także ich bagaże i transparenty. Akcji policji towarzyszyły zarówno okrzyki aprobaty, jak i obelgi. Jak powiedział Karczyński, podczas kontroli okazało się, że jedna z osób, które nie chciały przejść do wyznaczonego sektora, jest poszukiwana. Przewieziono ją do komendy policji i po pewnym czasie zwolniono. Mężczyzna, według nieoficjalnych informacji, był poszukiwany przez swoją rodzinę w celu ustalenia miejsca zamieszkania. Żadna z pozostałych osób nie została zatrzymana. Na razie nie wiadomo czy osoby stojące przez wiele dni pod krzyżem będą ponownie do niego dopuszczone. Pytany o to rzecznik Biura Ochrony Rządu Dariusz Aleksandrowicz powiedział, że usunięcie ich w tym momencie spowodowane było przygotowaniami do obchodów święta Wojska Polskiego. - Decyzje, co dalej, jeszcze nie zapadły - dodał. Według nieoficjalnych informacji ze źródeł zbliżonych do sprawy, ta kwestia będzie konsultowana z Kancelarią Prezydenta, policją i strażą miejską. Na Krakowskim Przedmieściu ok. godz. 10 było spokojnie. Kilkanaście osób przyglądało się policjantom i strażnikom miejskim pilnującym barierek odgradzających krzyż. Jak powiedział jeden ze strażników, "od kilku godzin panuje spokój". Kobieta, która powiedziała, że "była tu przez wiele dni", wyraziła przekonanie, że "tak licznie jak dotąd obrońcy krzyża już pod Pałac Prezydencki nie wrócą". - Ludzie pokazali, że są w stanie zorganizować się przeciwko tym, którzy mataczą w sprawie katastrofy smoleńskiej, ale nie będą tu przychodzić w nieskończoność - powiedziała. Zaznaczyła, że służby miejskie na bieżąco zabierają kwiaty i znicze, które ludzie tutaj zostawiali. Pozostali pod Pałacem Prezydenckim nieliczni przeciwnicy przenosin krzyża podkreślali, że "nawet najpiękniejsza tablica na budynku Pałacu czy w kościele garnizonowym ich nie satysfakcjonuje". - Są miejsca, do których trzeba wracać, a takim miejscem jest właśnie krzyż pod Pałacem - mówili. W Biurze Prasowym Kancelarii Prezydenta poinformowano, że nie ma obecnie planu przeniesienia krzyża. Około południa przed Pałacem Prezydenckim pojawiło się więcej osób, ale są to przede wszystkim turyści z Polski i zagranicy, m.in. Japonii i Niemiec. Zatrzymują się na chwilę, robią zdjęcia i przechodzą dalej. W grupce przeciwników przeniesienia krzyża, którzy pozostali pod Pałacem, pojawiły się głosy oburzenia, że w Ossowie odsłonięty ma zostać pomnik żołnierzy Armii Czerwonej, poległych w 1920 r. - Stawia się pomnik czerwonoarmistom, a nam zabrania godnego uczczenia narodowych bohaterów - mówili zabrani. Ich zdaniem "zasieki pod Pałacem to lekceważenie narodu". Jednocześnie można jednak usłyszeć przeciwne opinie. Są tacy, którzy wyrażają zadowolenie, że "nareszcie zrobiono porządek". Przeciwnicy pozostawienia krzyża pod Pałacem przypominają, że to nie tutaj zginął Lech Kaczyński, a więc "jeśli ktoś chce walczyć o pomnik, to powinien to robić pod Smoleńskiem".