"Jest to prezydentura sytuująca się pomiędzy tymi, do których przywykliśmy w ostatnich latach. Bronisław Komorowski jest politykiem lojalnym wobec swojego zaplecza partyjnego, zwłaszcza w sprawach strategicznych, czego dowodzi przede wszystkim wsparcie dla reformy wydłużającej wiek emerytalny. Z drugiej strony - jest on aktywnym uczestnikiem tam, gdzie w grę wchodzą sprawy niższej rangi czy sytuacja w samej Platformie Obywatelskiej. Można więc powiedzieć, że tak jak Lech Kaczyński jest lojalny wobec swojego zaplecza, ale też jak Aleksander Kwaśniewski - czasami staje z boku. Myślę, że jest świadome wyciagnięcie wniosków z obu tych prezydentur; w tym sensie jest to +trzecia droga+ między skrajnościami w modelach sprawowania władzy" - uważa Chwedoruk. "To, co czynił Bronisław Komorowski przez ostatnie miesiące, jest również pewną próbą powiedzenia wszystkim w Platformie, także oponentom, że o tym, czy on wystartuje i będzie kandydatem PO, zadecyduje Bronisław Komorowski i nikt inny. To takie wskazanie, że istnieją jeszcze inne możliwości polityczne, nawet gdyby Donald Tusk miał inne plany na kampanię prezydencką, to Bronisław Komorowski ma możliwości polityczne, wynikające zarówno z poparcia społecznego, jak i z otwartości na różne środowiska polityczne" - dodaje politolog. "Komorowski przyciągnął do siebie ludzi z różnych środowisk: z dawnej Unii Wolności, ale też związanych z lewicą, jak Tomasz Nałęcz. Teraz widzimy bardzo wyraźne ukłony w stronę konserwatywnej prawicy, polegające zarówno na głosie prezydenta w debatach na tematy historyczne, jak i najbardziej kontrowersyjny ostatnio gest - pokazanie się w towarzystwie Romana Giertycha i Michała Kamińskiego. W ten sposób Komorowski pokazuje Donaldowi Tuskowi, że jest w stanie stworzyć swoistą 'Platformę-bis' - porozumienie od osób o poglądach liberalno-lewicowych po zdecydowanie narodowo-konserwatywne" - dodaje. "Świadomym wyborem Komorowskiego jest też - moim zdaniem - mniejsza aktywność w polityce zagranicznej, niż to miało miejsce w przypadku jego poprzedników, poza tą jedną sytuacją z Francoisem Hollandem, kiedy przyjął go jako kandydata na prezydenta Francji wtedy, kiedy - ze względu na układy w Europie - nie spotkał się z nim premier Donald Tusk" - ocenia Chwedoruk. "Ten styl prezydentury - jak widać - Polakom odpowiada, co przekłada się na poziom sympatii i zaufania do Komorowskiego. Kapitał polityczny, wypracowany podczas półmetka kadencji, polega trochę na tym, że on nie podlega do końca tym samym regułom, którym podlega Platforma Obywatelska, dla której poparcie spadło" - mówi. "Stąd moim zdaniem należy się spodziewać tego, że rola Bronisława Komorowskiego w drugiej części jego kadencji wzrośnie, a nie spadnie. To z jego obozu politycznego będą coraz silniej dochodziły głosy dotyczące tego, by ktoś łagodził akty sprzeciwu, jakie się będą pojawiały wobec polityki prowadzonej przez rządzących" - dodaje politolog. "Decyzją, której prezydent powinien najbardziej żałować, jest nowelizacja - jego autorstwa - ustawy o zgromadzeniach. Ona po pierwsze wywołała bardzo negatywną reakcję w zapleczu politycznym PO i pana prezydenta, po drugie - dała opozycji amunicję do zarzucania bardzo ciężkich grzechów obozowi rządzącemu. Była to zresztą decyzja bardzo niekoherentna z wizerunkiem Komorowskiego jako polityka umiarkowanego i jako polityka, który swój życiorys w znacznym stopniu oparł na walce o prawa obywatelskie. Odbierałbym to jako główny błąd prezydenta" - podsumowuje.