Na początku wakacji z przeprowadzonych badań wynikało, że w związku z szalejącą inflacją, drożyzną i niepewnością co do jutra, co piąty Polak zrewiduje swoje wakacyjne plany i pozostanie na urlopie w domu. Rzeczywistość zweryfikowała sondażowe założenia. Polacy znaleźli sposób, by obejść drożyznę. "Jakby jutra miało nie być" Natalia Jaworska, ekspertka platformy noclegi.pl, nie ma wątpliwości, że obiekty turystyczne kończą wakacje na plusie. - W lipcu i sierpniu tego roku odnotowaliśmy o 15 proc. więcej rezerwacji niż w ubiegłoroczne wakacje - mówi Natalia Jaworska. - Było lepiej niż zakładano, bo Polacy, jak zwykle, znaleźli sposób, żeby obejść drożyznę - dodaje ekspertka platformy noclegi.pl. By ratować swe budżety, nie rezygnując z wakacyjnych wyjazdów, tym roku postawiliśmy na krótsze wypady. W zeszłe wakacje nasz pobyt trwał średnio 5-6 dni. W tym - od 3 do 4. Marek Łuczyński, prezes Polskiej Izby Hotelarzy podkreśla, że w tym roku królowały wyjazdy "krótkie, ale intensywne". - Pobyty tygodniowe są coraz rzadsze, a na 2-3 tygodnie to mogą sobie pozwolić tylko jadący do uzdrowiska. Zresztą to właśnie miejscowości uzdrowiskowe i obiekty sanatoryjne mają do końca roku pełne obłożenie - zaznacza prezes PIH. Wakacje 2022. Na czym oszczędzali Polacy? Oszczędzaliśmy także na środkach transportu i jedzeniu. - Zamiast jechać samochodem i wydać fortunę na paliwo, turyści docierali na miejsce wypoczynku autokarem lub pociągiem. Dużo było rezerwacji w apartamentach, czyli bez wyżywienia. Turyści, w ramach oszczędności, gotowali we własnym zakresie. Hotele na brak gości generalnie nie narzekały, ale bardzo dużą popularnością cieszyły się w tym roku agroturystyki i kwatery prywatne - wylicza Natalia Jaworska. Głód podróżowania wygrał z zaciskaniem pasa. - Po tych ciężkich latach pandemii spragnieni podróżowania Polacy potrzebowali odpoczynku i wytchnienia od codzienności. Pierwsze szacunki i dane pokazują, że popyt dopisał - ocenia w rozmowie z Interią Marcin Różycki, wiceprezes Polskiej Organizacji Turystycznej. Od hotelarzy w nadmorskich kurortach słyszymy: "W tym roku podróżowaliśmy tak, jakby jutra miało nie być". - Dziwi to panią? Bo mnie nie - przyznaje Marek Łuczyński. I wymienia: - Wojna w Ukrainie, widmo zapaści finansowej państwa, kolejna fala COVID-19 za pasem. Każdy z nas obawia się, czy lada moment wyjazd wakacyjny nie stanie się towarem luksusowym. Korzystamy, póki możemy - zaznacza prezes Polskiej Izby Hotelarzy. Ceny w Gdańsku o 26 proc. w górę, najdroższy Sopot Nie ma wątpliwości, że w tym roku wszędzie było drożej. Według danych platformy noclegi.pl koszty noclegu wzrosły średnio w stosunku do ubiegłego roku o 11 proc. Wiele zależało naturalnie od miejsca i rodzaju zakwaterowania. Najmocniej ceny skoczyły m.in. w Gdańsku. - Gdańsk zanotował skok o 26 proc., ceny w Zakopanem poszły w górę o 16 proc. Były miejscowości, gdzie można było wypocząć od 67 zł za osobę za noc, jak np. w Bukowinie Tatrzańskiej, ale też takie jak Sopot, gdzie średnio trzeba było zapłacić 145 zł za osobę - tłumaczy Natalia Jaworska, ekspertka platformy noclegi.pl. Marcin Różycki z Polskiej Organizacji Turystycznej dodaje: - Ceny rzeczywiście wzrosły, było to nieuniknione, ale nie odstraszyło to turystów. Nie rezygnowaliśmy z wyjazdów urlopowych i chyba też nie zaciskaliśmy pasa na siłę. Z naszych badań wynika, że 2/3 badanych planowało wydać na wakacje więcej pieniędzy, niż w roku poprzednim - wiceprezes POT. Ceny noclegów mocno w górę Plany te najwyraźniej zrealizowali, bo gdzie by się nie wybrali, tanio nie było. Zdrożały i apartamenty, i hotele. Średnia cena w apartamentach wzrosła o 15 proc., w hotelach aż o 24. Polska Izba Hotelarzy przyznaje, że były obiekty, które podniosły ceny swych usług nawet i o 50 proc. - Przeciętnie było to jednak 20-30 proc. Te podwyżki były dla gości akceptowalne - zaznacza Marek Łuczyński. Jak podkreśla prezes Polskiej Izby Hotelarzy, także i hotele w te wakacje nie miały na co narzekać. - Bardzo dobre obłożenie w okresie wakacyjnym, rzekłbym nawet rewelacyjne, miały hotele resortowe o ugruntowanej już renomie, hotele w kurortach, te z rozbudowaną bazą noclegową i usługową. Tutaj było bardzo dobrze. I jeszcze będzie, bo wrzesień zapowiada się nieźle, ponieważ ruszą konferencje i szkolenia firmowe w obiektach noclegowych. Mniejsze obiekty pobytowe, średniej klasy, 3-gwiazdkowe, które mają między 30 a 80 pokoi, też zanotowały dobry sezon letni - mówi Marek Łuczyński. I tłumaczy skąd tylu chętnych na wakacje nie mające wiele wspólnego z budżetowymi. - Dobrze zarabiających z dużych miast inflacji mocno nie odczuli i pewnie długo jeszcze nie odczują. Jeśli ktoś zarabia kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie, wzrost cen o 20-30 proc. jest dla niego mało odczuwalny - podkreśla Łuczyński. Rekordowy Kołobrzeg. Pokochaliśmy też city break Wśród polskich turystów prym tradycyjnie wiodło polskie morze, które cieszy się niesłabnącą popularnością. W kategorii kurorty wygrał Kołobrzeg. Według danych platformy noclegi.pl, w tym roku odnotował wzrost rezerwacji aż o 40 proc. Prócz niego w topowej piątce tegorocznych wakacji pojawiły się także: Zakopane, Gdańsk, Kraków i Warszawa. - Trzy duże miasta, więc idzie to w kierunku city breaków. Nie wszyscy mogli sobie pozwolić na długi wyjazd nad morze czy w góry, więc wykorzystali wolne, jadąc na kilka dni, pozwiedzać np. Kraków - tłumaczy Natalia Jaworska. Jak informowaliśmy na łamach Interii, nie był to wymarzony sezon dla ściany wschodniej. Czytaj więcej: "Przyjechało więcej mediów niż turystów". Na wschodzie zaciskają zęby - Wschodnia część naszego kraju rzeczywiście bardziej odczuła tę trudną sytuację, przede wszystkim ze względu na strach turystów wywołany wojną w Ukrainie - zaznacza Marcin Różycki. Chociaż organizacje turystyczne dwoiły się i troiły, by ściągnąć na Podlasie, Lubelszczyznę i Podkarpacie wczasowiczów, do końca wakacji można było tam znaleźć wiele wolnych miejsc. Bon turystyczny 2022. "Wakacje się skończyły, ale sezon trwa w najlepsze" Nasi rozmówcy są zgodni: mimo wszystko, ten rok był lepszy, niż poprzedni. W niektórych aspektach, mimo drożyzny, wręcz rekordowy. - Wyjątkowym miesiącem był sierpień. Nigdy nie był aż tak mocny. Mieliśmy 43 proc. więcej rezerwacji niż rok temu. Mocny jest też wrzesień. Więc możemy mówić o końcu wakacji, ale nie o końcu sezonu, bo ten w tym roku trwa w najlepsze - mówi Natalia Jaworska. Do frekwencyjnego sukcesu niewątpliwie przyłożył się bon turystyczny. - W platformie noclegi.pl aż 75 proc. wszystkich rezerwacji wakacyjnych przebiegało z wykorzystaniem bonu. W sierpniu ten odsetek sięgnął 80 proc. - zaznacza ekspertka. - Bon turystyczny odegrał szczególną rolę, był boosterem turystyki krajowej. Przy okazji wszystkim, którzy jeszcze go nie aktywowali i nie wykorzystali przypominam, że mają na to czas do 30 września. Warto te środki wykorzystać i zobaczyć, jak piękny i atrakcyjny mamy kraj - zachęca Marcin Różycki z Polskiej Organizacji Turystycznej. Polska Izba Hotelarzy: "To ostatnie tango takiej turystyki" W tej beczce miodu jest i łyżka dziegciu. Bo mimo dobrego sezonu, nastroje na przyszłość optymistyczne nie są. Właścicielom nie pomogło, że pobyty były krótsze niż w zeszłym roku, bo to często powodowało w ich kalendarzach luki, a koszty prowadzenia działalności wzrosły bardziej niż ceny zakwaterowania. Sen z powiek hotelarzy spędza wizja, w której to, co wypracowali w okresie letnim, bardzo szybko wydadzą na rachunki, jeśli gaz czy prąd skoczą o kilkaset procent. - Wrzesień będzie mocny, ale potem jest widmo bardzo trudnego czasu. Inflacja, rosnące rachunki, hotelarze nie wiedzą jak mają ustawiać swoje ceny. Większe obiekty sobie poradzą, ale te mniejsze, nie wiedzą jak mają sobie wszystko planować, na czym stoją. Wiedzą tylko, że zapłacą o 300 proc. więcej za gaz czy prąd - tłumaczy Natalia Jaworska. Są i przewidywania, że rachunki wzrosną o 600-700 proc. Dlatego Marek Łuczyński mówi wprost: "to ostatnie tango takiej turystyki". - To są ostatnie tak dobre wakacje, za rok już się moim zdaniem nie powtórzą. Wielu turystów, wielu gości mówi, że zdecydowali się wyjechać z rodziną, spędzić czas w hotelu, ponieważ jeszcze ich na to stać. Bawmy się, bo nie wiadomo, co będzie za rok, dwa. Może na kolejne wakacje pojedziemy za 3-4 lata - wyjaśnia Marek Łuczyński z Polskiej Izby Hotelarzy. Jak dodaje, jego zdaniem Polaków czeka "duże rozwarstwienie". - Zamożni dalej będą wyjeżdżać do 4-5 gwiazdkowych hoteli, bo oni kryzysu mocno nie odczują, np. podczas ferii zimowych. Poradzą sobie także małe, nieskategoryzowane ośrodki wczasowe, agroturystyki często działające w "szarej strefie", bo ich przeważnie budżetowy gość też nadal będzie przyjeżdżał. Najgorzej będzie miała klasa średnia, która już nie będzie wybierała hoteli 3-gwiazdkowych, bo wakacyjny budżet zjedzą koszty życia. Przed nami koniec ery obfitości w branży hotelarsko-gastronomicznej - przewiduje prezes PIH. Irmina Brachacz Irmina.brachacz@firma.interia.pl