- Podejrzani przebywają w areszcie od pół roku. Przez ten czas prokuratura wykonała zasadniczą część czynności dowodowych. Te, które zamierza przeprowadzić, mają drugorzędne znaczenie - podkreślił sędzia Mariusz Stelmaszczyk, ogłaszając w czwartek te decyzje. Są one nieprawomocne i prokuratura je zaskarży do Sądu Okręgowego w Warszawie. Nie wiadomo, kiedy zażalenia będą rozpatrzone - zazwyczaj ta procedura trwa kilka tygodni. - Nie ukrywamy, że decyzje sądu - z naszego punktu widzenia - są niekorzystne dla śledztwa - powiedział prok. Jarosław Szubert, rzecznik łódzkiej prokuratury. - Uważamy, że dalsze stosowanie izolacyjnych środków zapobiegawczych w tej sprawie byłoby uzasadnione potrzebami procesowymi. Z tego względu będziemy się od tych decyzji odwoływać - zapowiadział. Szeroko zakrojone śledztwo prowadzone przez łódzką prokuraturę dotyczy fałszowania przez lekarzy, adwokatów i ich klientów dokumentacji medycznej pozwalającej na uniknięcie aresztu lub kary. Podejrzanych jest kilkudziesięciu, a sprawa, w której występuje świadek koronny Konrad T. (przyznaje się do pośredniczenia w załatwianiu "lewych" zwolnień), określana jest jako "rozwojowa". Według prokuratury osoby zamieszane w ten proceder, powołując się na wpływy w instytucjach wymiaru sprawiedliwości i zakładach opieki zdrowotnej, obiecały osobom, które miały np. trafić do więzienia, pomoc w odroczeniu wykonania kary. W tym celu korumpowano lekarzy, którzy za łapówki tworzyli fikcyjne dokumentacje medyczne czy fałszywe opinie lekarskie. Lew R. i jego syn Marcin są podejrzani o organizowanie fałszywych dokumentów o stanie zdrowia, które miały uniemożliwić odbycie kary 2,5 lat więzienia za pomoc w płatnej protekcji wobec Agory. Podejrzani są też adwokaci broniący gangsterów - m.in. Robert D. i Andrzej P. oraz byli obrońcy Lwa R. - Marek Małecki i Piotr Rychłowski. Nie aresztowano ich, a adwokaci podkreślają, że zarzucono im to, co mają obowiązek robić jako obrońcy: działanie na rzecz klienta. Prokuratura chciała przedłużenia o kolejne trzy miesiące aresztów trwających już pół roku. Motywowano to koniecznością weryfikowania wyjaśnień podejrzanych, przesłuchania kolejnych świadków i zasięgnięcia opinii biegłych. Sędzia Stelmaszczyk przyznał wprawdzie, że zachodzi wysokie prawdopodobieństwo dopuszczenia się przez podejrzanych zarzuconych im czynów, ale podkreślił, że w sprawie Lwa R. wystarczającym zabezpieczeniem jest "niebagatelna kwota" 500 tys. zł, połączona z zatrzymaniem paszportu i zakazem opuszczania kraju. Sąd przyznał, że Lew R. - jako osoba już wcześniej karana, a obecnie zagrożona karą do 10 lat więzienia, potencjalnie może próbować wpływać na bieg śledztwa, ale jeśli by stwierdzono takie próby, utraci 500 tys. zł i wróci za kraty. W sprawie adwokatów Roberta D. i Andrzeja P. sąd wyznaczył kaucje po 200 tys. zł, motywując to tak samo. - W ciągu 6 miesięcy śledztwa prokuratura zrobiła wiele, ale mogła jeszcze więcej, bo zapowiadane przesłuchania wynikają z okoliczności znanych już od wielu miesięcy, więc nie może to być argument za koniecznością przedłużania stosowania tymczasowego aresztowania - mówił sędzia Stelmaszczyk. Według sądu nie ma też obawy, że podejrzani będą mataczyć, a na opinie biegłych wręcz nie mają wpływu. Wobec Marcina R. sąd uznał, ze nie ma w ogóle potrzeby stosowania aresztu ani innych środków wobec tego, że ten podejrzany chciał pomóc ojcu, który był "ciężko chory" i miał iść do więzienia. - Ta motywacja nie jest bez znaczenia dla sądu - ocenił sędzia Stelmaszczyk. - Trzeba spojrzeć na sprawę z ludzkiego punktu widzenia. Sąd musi się postawić w miejscu tego podejrzanego i zadać sobie pytanie, co by zrobił w podobnej sytuacji konfliktu wartości - złamania prawa i więzi z ojcem - mówił sędzia. Zarazem - zastrzegając, że nie przesądza o winie ani odpowiedzialności karnej - sędzia Stelmaszczyk powiedział, że gdyby był akt oskarżenia Marcina R., a on miałby wydawać wyrok, kara byłaby w zawieszeniu. - Zatem areszt oraz inne środki zapobiegawcze są zbędne - uznał sędzia. W zeszłym tygodniu grupa znanych prawników, aktorów i biznesmenów wystosowała apel do władz i organizacji broniących praw człowieka o uwolnienie Marcina R. Wydrukowały go jako płatne ogłoszenia niektóre dzienniki i tygodniki. Sygnatariusze zwrócili się o uwolnienie "przyjaciela i kolegi" aresztowanego od pół roku jako podejrzanego o to, że "cztery lata temu naruszył prawo, chcąc pomóc swojemu choremu ojcu". Autorzy apelu zastrzegają, że nie chcą rozstrzygać o winie lub niewinności podejrzanego, bo takiej oceny dokona niezawisły sąd. Sygnatariusze podkreślili, że Marcin R. od chwili aresztowania był gotów wpłacić poręczenie majątkowe, a wiele osób zadeklarowało chęć złożenia za niego poręczeń osobistych.