Poseł PiS zasiadający w komisji weryfikacyjnej Jan Mosiński powiedział PAP, że osoby, które złożyły wniosek skorzystały z prawa, jakie im przysługuje. "Stronom służy złożenie wniosku o ponowne rozpatrzenie sprawy i komisja oczywiście się tym zajmie" - zapewnił. "Jestem przekonany, że komisja zdania nie zmienia, naprawdę dość dogłębnie analizowaliśmy proces reprywatyzacji tego adresu i nie dopatrzyliśmy się w dokumentach, żebyśmy popełnili jakikolwiek błąd. Ci państwo mają prawo czuć się pokrzywdzeni, ale jeżeli mielibyśmy się kierować ich oceną, to komisja byłaby niepotrzebna, my jesteśmy po to, żeby ukrócić złodziejstwo, które miało miejsce na masową skalę w Warszawie" - powiedział Mosiński. Dodał, że wnioski o ponowne rozpatrzenie sprawy komisja rozpatrzy na niejawnym posiedzeniu. "Przewodniczący zwoła posiedzenie niejawne, na którym rozpatrzymy wniosek i podtrzymamy zapewne decyzję albo ją zmienimy, chociaż nie sądzę, żebyśmy zmieniali, i poinformujemy o tym strony" - powiedział Mosiński. Poseł PiS powiedział też, że niejawne posiedzenie mogłyby być zwołane jeszcze pod koniec sierpnia. Z kolei rzecznik komisji Oliwer Kubicki powiedział PAP, iż niewykluczone, że komisja mogłaby zająć się tymi wnioskami na posiedzeniu niejawnym wstępnie zaplanowanym na 1 września. "Porządek tego posiedzenia nie jest jeszcze domknięty, trudno na ten moment przesądzać" - zastrzegł. Chmielna 70 zapoczatkowała aferę reprywatyzacyjną Od sprawy działki przy Pałacu Kultury i Nauki pod dawnym adresem Chmielna 70 w 2016 r. zaczęła się afera reprywatyzacyjna. Na mocy decyzji ratusza z 2012 r. działka ta, o wartości ok. 160 mln zł, została przejęta przez osoby, które nabyły roszczenia od spadkobierców. Miasto przyznało im prawo wieczystego użytkowania działki - mimo że w latach 50. odszkodowanie dostał jej ostatni przedwojenny właściciel, obywatel Danii Jan Henryk Holger Martin. W końcu lipca komisja weryfikacyjna uchyliła decyzję z 2012 r. Według komisji, miasto nie mogło przekazać praw do Chmielnej 70, bo ostatni właściciel 2/3 działki, jako obywatel Danii, został spłacony przez polski rząd. Uchylając w całości decyzje miasta, komisja odmówiła przyznania praw do działki trzem osobom, które o nie wystąpiły i je uzyskały w 2012 r. Komisja uznała je za nieuprawnione do roszczeń po Holgerze Martinie. Szef komisji Patryk Jaki podkreślał wtedy, że w międzyczasie handlowano roszczeniami pochodzącymi od Holgera, aż przeszły one na rzecz beneficjentów decyzji z 2012 r. "30 osób w Ratuszu wiedziało, że był on obywatelem duńskim, a wobec objęcia go umową indemnizacyjną Polski i Danii, odnosząca się do niego część 2/3 działki powinna była przejść na Skarb Państwa" - mówił Jaki. Dodawał, że zaniechanie wyjaśnienia sprawy obywatelstwa Holgera Martina doprowadziło do rażącego naruszenia prawa. Przerzucanie odpowiedzialności Na mocy decyzji prezydent Warszawy z 2012 r. działkę przejęły osoby, które nabyły roszczenia: Janusz Piecyk, mec. Grzegorz Majewski i Marzena K. (siostra mec. Roberta N., podejrzana o fałszywe oświadczenia majątkowe). Po wybuchu afery zrzekli się oni praw do działki, a prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz uznała decyzję z 2012 r. za pochopną. Odpowiedzialnością obarczyła zwolnionych wtedy m.in. urzędników Biura Gospodarki Nieruchomościami. Twierdziła, że ukryli przed nią pismo Ministerstwa Finansów ws. spłacenia roszczeń Duńczyka. Podczas posiedzenia komisji w sprawie Chmielnej 70, które odbyło się 13 lipca, Majewski mówił m.in., że zapoznał się z wieloma dokumentami, z których wynikało jednoznacznie, że Holger Martin był obywatelem Polski. Podkreślał, że obywatelstwo Holgera Martina nie budziło jego wątpliwości, a zatem problem indemnizacji nie dotyczy tej sprawy. Z kolei Piecyk mówił wtedy, że czuje się oszukany przez urzędników ratusza albo Ministerstwa Finansów. Jak dodawał, jeżeli decyzja zwrotowa była wadliwa, to nabywcy praw i roszczeń do Chmielnej chcą, aby urząd zwrócił im pieniądze za przyłączenie sąsiednich działek oraz 3-letnie płacenie za użytkowanie wieczyste. Marzena K. - jako osoba podejrzana - skorzystała zaś wtedy z prawa do odmowy składania zeznań przed komisją. W poniedziałek komisja poinformowała, że 11 sierpnia wpłynął do niej wniosek o ponowne rozpatrzenie tej sprawy złożony przez mec. Majewskiego, zaś 16 sierpnia takie wnioski złożone przez K. i Piecyka. Zgodnie z ustawą o komisji weryfikacyjnej do decyzji tej komisji stosuje się odpowiednio przepis Kodeksu postępowania administracyjnego, który głosi, że "od decyzji wydanej w pierwszej instancji przez ministra lub samorządowe kolegium odwoławcze nie służy odwołanie, jednakże strona niezadowolona z decyzji może zwrócić się do tego organu z wnioskiem o ponowne rozpatrzenie sprawy". Zawiadomienie w sprawie działki przy ul. Długiej Południowopraska Wspólnota Samorządowa chce wyjaśnień w sprawie przejęcia miejskiej działki przy ul. Długiej 50/52. W piątek złożyła zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej Warszawa - Śródmieście o możliwości popełnienia przestępstwa. "Zawiadomienie ma na celu zbadanie procesu przekazania działki miejskiej, której użytkowanie wieczyste ograniczone było do prowadzenia warsztatu samochodowego, do spółki KP - GEM, a następnie do budującej w tym miejscu apartamentowiec spółdzielni DEMBUD" - czytamy w poniedziałkowym komunikacie Wspólnoty Samorządowej. Samorządowcy powołują się na publikacje prasowe i internetowe. Samorządowcy uważają, że niezbędne jest zbadanie i wyjaśnienie, czy w związku z uzyskaniem przez Spółdzielnię Budowlano Mieszkaniową DEMBUD oraz podmioty z nią powiązane, prawem przewidzianych uprawnień, zgód, pozwoleń dotyczących nieruchomości przy ul. Długiej 50/52 w Warszawie, żaden ze stołecznych urzędników ani żaden warszawski radny "swoim bezprawnym działaniem lub zaniechaniem do powyższego się nie przyczynił, bądź też w związku z powyższym nie odniósł korzyści majątkowej". PWS żąda też wyjaśnienia zastrzeżeń dotyczących prac archeologicznych, które przy Długiej trwały kilkanaście dni. "Realizacja badań w tak krótkim czasie może nasuwać pytania co do ich przejrzystości i jakości" - podkreślono. Według PWS sprawa ta ma znaczenie pierwszoplanowe dla wyjaśnienia, czy inwestycja spółdzielni DEMBUD "nie odbywa się kosztem znieważania szczątek setek Powstańców oraz cywilnych mieszkańców Warszawy zamordowanych przez Niemców podczas bombardowania pasażu Simonsa (kompleksu handlowego, który mieścił się u zbiegu ulic Długiej i Nalewek do 1944 roku - PAP)". Autorzy zawiadomienia chcą od prokuratury podjęcia działań zmierzających do wstrzymania ostatecznej decyzji udzielającej pozwolenia na budowę na nieruchomości przy Długiej aż do czasu wyjaśnienia wszelkich wątpliwości.