Uroczystości pogrzebowe rozpoczęło wystawienie trumny i msza św. w świątyni, która była macierzystą parafią Fedorowicza, w czasach kiedy mieszkał on w Bydgoszczy. Żałobnej mszy św. w kościele pw. Świętych Polskich Braci Męczenników przewodniczył biskup Jan Tyrawa. Kościół pw. Świętych Polskich Braci Męczenników jest sanktuarium męczeństwa XX wieku: tuż obok ustawiono m.in. Krzyż Katyński i stąd wyruszył w swą ostatnią podróż ks. Jerzy Popiełuszko. - Na temat tragedii, która wydarzyła się przed dziesięcioma dniami, powiedziano już właściwie wszystko. Nie zagadujmy zatem tej tragedii, aby jej przez to nie pomniejszyć - podkreślił w swej homilii bp Tyrawa. Obszerną świątynię wypełnili najbliżsi zmarłego: rodzina, przyjaciele, sąsiedzi i parafianie, a także przedstawiciele lokalnych władz, wojewoda i parlamentarzyści. Wiele osób podkreślało, że nawet nie miało okazji spotkać Fedorowicza, ale boleśnie przeżyli tragedię w Smoleńsku i przyszli to okazać. - Stajemy przy was i szczerze mówiąc, nie wiemy za bardzo, co wam powiedzieć. Śmiem twierdzić, że nawet nie potrzebujecie, aby wam coś przy tej okazji mówić. Stajemy przy was, aby dzielić z wami wasz ból, dzielić z wami te łzy, które cisną się do oczu, dzielić z wami to dramatyczne pytanie, które wyrywa się z waszych serc, waszych dusz: dlaczego? - zwrócił się bp Tyrawa do rodziny Aleksandra Fedorowicza. - Przy tej okazji, nasz naród, nasze społeczeństwo, przeżywa raz jeszcze swoiste rekolekcje i sądzę, że to bardzo dobrze, jeśli tak tę tragedię odbieramy. (...) Ale sądzę, że przy tej okazji trzeba wyrazić pewien żal, że skorzy jesteśmy przeżywać te rekolekcje jedynie wówczas, gdy wydarza się ta czy inna tragedia - dodał zwierzchnik diecezji bydgoskiej. Po mszy żałobnej kondukt z trumną Fedorowicza w asyście wojskowej wyruszył na cmentarz parafii św. Józefa, gdzie trumnę złożono w rodzinnym grobowcu. Prezydenckiego tłumacza żegnali m.in. wojewoda Rafał Bruski i marszałek województwa Piotr Całbecki. - Poległ na służbie. Służył nam, Polsce i Polakom. Dzisiaj zebraliśmy się, aby oddać mu hołd, należny wielkiemu patriocie, hołd za to wszystko, czego dokonał, ale także za to, co chciał jeszcze osiągnąć - powiedział nad grobem wojewoda. Bruski przypomniał, że zmarły był wicekonsulem w Uzbekistanie, analitykiem MSZ, tłumaczem m.in. najważniejszych osób w państwie, "ceniony za profesjonalizm, rzetelność i cechy osobiste". Fedorowicz pośmiertnie został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Wojewoda przekazał order ojcu zmarłego. Brat tłumacza, Dariusz Fedorowicz podkreślił, że zmarły pełnił szczególną rolę. - Tłumacz przecież umożliwia porozumienie. Brat miał wyjątkowy dar, łatwość nawiązywania kontaktów, po prostu nie dało się go nie lubić, potrafił też w sposób niezwykły łagodzić konflikty - wspominał. Aleksander Fedorowicz miał 39 lat, od kilku lat był tłumaczem prezydenta Lecha Kaczyńskiego z języka rosyjskiego i hebrajskiego. Wcześniej pracował jako polski wicekonsul w Uzbekistanie i prowadził kancelarię tłumaczy przysięgłych w Warszawie. Zginął 10 kwietnia w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem, którym polska delegacja z prezydentem Lechem Kaczyńskim na czele udawała się na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. Nikt z 96 osób obecnych na pokładzie nie przeżył. Fedorowicz osierocił 9-letnią córkę Karolinę.