Zarzut plagiatu, jakiego miał się w swej rozprawie habilitacyjnej dopuścić prof. dr hab. Mirosław Krajewski, nagłośniła dwa lata temu "Gazeta Wyborcza". Naukowiec w swym dziele wykorzystał jako swoje opublikowane w latach 30. wyniki badań historycznych ks. Czesława Lissowskiego, odwołując się przy tym do źródeł, z których nie mógł skorzystać, bo te przepadły podczas wojny. "Rada Wydziału Nauk Historycznych UMK stwierdza, że opracowanie dr Mirosława Krajewskiego pt. "Powstanie styczniowe między Skrwą a Drwęcą", będące podstawą do uzyskania stopnia naukowego doktora habilitowanego nie jest publikacją oryginalną, ani samodzielną pracą naukową. Autor dopuścił się naruszenia dobrych obyczajów obowiązujących w nauce, stąd jego opracowanie nie mogło stanowić podstawy do wszczęcia przewodu habilitacyjnego" - napisano w oświadczeniu przyjętym jednogłośnie przez komisję. Komisja formalnie uznała, że praca Krajewskiego nie może być podstawą do otwarcia przewodu habilitacyjnego, ale zaznaczyła, że nie ma to już znaczenia. Od habilitacji naukowca minęło już ponad dziesięć lat i sprawa uległa przedawnieniu. Do podobnego wniosku doszła rok temu doraźna komisja historyków powołana przez rektora UMK do zbadania prasowych zarzutów o plagiat popełniony przez Krajewskiego. - Rada Wydziału wyraża pogląd, że w planowanych zmianach prawnych, dotyczących nadania stopni i tytułu, należy uwzględnić postulat o nieprzedawnianiu się decyzji o nadaniu stopnia lub tytułu uzyskanego z naruszeniem prawa (np. kradzieży wartości intelektualnej) lub dobrych obyczajów akademickich - podkreślili toruńscy naukowcy. Po publicznym postawieniu zarzutów przypisania sobie cudzej pracy naukowej, prof. Krajewski uznał je za "zwykłe oszczerstwa motywowane politycznie". Naukowiec był wówczas posłem Samoobrony i zastępcą przewodniczącego Sejmowej Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży. Na pisemny werdykt toruńskiej komisji czekają władze Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, gdzie prof. Krajewski jest obecnie zatrudniony na pierwszym etacie. Sprawa plagiatu prawdopodobnie zakończy się dla naukowca także utratą pracy na UKW.