Za pierwszym razem mężczyzna sprzedał sprzęt do mycia samochodów, który nie należał do niego. Urządzenia warte 85 tysięcy złotych wziął wcześniej w leasing. W drugim przypadku chodziło o długi - dwóm firmom z Opola był winien 170 tysięcy złotych. Wierzyciele, choć mieli wyroki sądowe, nie mogli odzyskać pieniędzy. Dariusz P. w obu tych sprawach usłyszał zarzuty, ale z powodu jego niepoczytalności, obie umorzono. Jak powiedział reporterowi RMF FM Marcinowi Buczkowi szef prokuratury w Jastrzębiu-Zdroju, w obu tych przypadkach bazowano jedynie na opinii biegłych. Nie przeprowadzono wówczas szpitalnej, kilkutygodniowej obserwacji psychiatrycznej, o której decyduje sąd. Śledczy z Gliwic, którzy zajmują się sprawą podpalenia domu i śmierci rodziny podejrzanego, zaraz po jego zatrzymaniu nie wykluczali wniosku o taką obserwację. W tej chwili nie informują jednak o żadnych szczegółach dotyczących śledztwa związanego z podpaleniem domu. Mężczyzna pojawia się w aktach jastrzębskiej prokuratury także w dwóch kolejnych sprawach, ale już jako pokrzywdzony. Raz złożył doniesienie na swoich wierzycieli, ale ostatecznie się z tego wycofał. Za drugim razem zgłosił, że ktoś rzucił w jego samochód kamieniem, a potem ukradł mu pieniądze. Sprawcy nigdy nie złapano. Biegły ocenił, że P. celowo podłożył ogień Dariusz P. został zatrzymany 27 marca. Do tragedii doszło natomiast blisko rok wcześniej. W majowym pożarze domu w Jastrzębiu-Zdroju zginęła jego żona i czworo dzieci w wieku od 4 do 18 lat. Przez kolejne miesiące śledczy gromadzili dowody obciążające 42-latka. Jednym z nich była opinia biegłego wskazująca na celowe podpalenie. Ogień podłożono w mieszkaniu w sześciu miejscach. Żaluzje domu były zamknięte i zablokowane w taki sposób, by nie można było ich otworzyć. W domu nie było też śladów włamania. Aby upozorować przypadkowe powstanie pożaru, sprawca podłożył martwą mysz. Chodziło o zasugerowanie, że przegryzła kable, doprowadzając do zwarcia. Na zlecenie prokuratury przeprowadzono sekcję zwłok gryzonia. Okazało się, że zdechł wcześniej niż doszło do pożaru, na skutek urazu mechanicznego. Podejrzanego obciążają też logowania jego telefonu do sieci komórkowej - okazało się, że wbrew twierdzeniom w chwili pożaru był w pobliżu domu, a nie kilkanaście kilometrów od niego. Zdaniem biegłych Dariusz P. sam sobie wysyłał SMS-y z pogróżkami, aby skierować śledztwo na fałszywe tory. Znaleziono przy nim telefon, z którego wysyłano te wiadomości. Usłyszał zarzut zabójstwa Prokuratura postawiła Dariuszowi P. zarzut spowodowania pożaru i zabicia w ten sposób pięciu członków rodziny, a także usiłowania zabójstwa szóstej osoby - najstarszego syna. Mężczyzna został aresztowany. Jeśli zarzuty się potwierdzą, będzie mu groziło dożywocie. Śledczy nie mówili dotąd oficjalnie o motywie, jakim miał kierować się 42-latek. Według nieoficjalnych informacji ze śledztwa, miało chodzić o polisy ubezpieczeniowe na członków rodziny, wykupione na krótko przed tragedią. Według mediów P., który prowadził zakład produkujący meble, miał poważne długi.